Gdy tylko przekroczył próg wejścia do podziemia, natychmiast otoczyła go ciemność, okrywając niczym gruby koc. Hanis rozejrzał się lecz widział zaledwie zarysy osób i ścian. Ludzie za to nie widzieli nic. W chwili gdy rozpaliła się pochodnia, wszyscy zmrużyli oczy które aż zabolały. Wejście zostało zamknięte kilka minut temu. Widocznie ci ludzie już bardzo dobrze radzili sobie w ciemnościach.
- Tędy. - ponaglił przywódca.
Kroki mężczyzn odbijały się cichym echem od ścian. Hanis kroczył bezszelestnie, wtapiając się w pogrążone w ciemności otoczenie.
Konia nie było. Przywódca gróbki chciał konia, jako zapłatę za przejście. Hanis nie był w żaden sposób związany z koniem, ale przez chwilę nie miał ochoty go oddawać. W końcu należał do kanisów. Jednak zgodził się niechętnie, no cóż wojna nie prosi, ona stawia warunki.
Przywódca zrównał się z Hanisem i zapytał ciekawy:
- Skąd jesteś?
Hanis spojrzał na niego spod kaptura. Nawet jego fioletowe oczy ukryły się w cieniu.
- Z lasu kanisów. - odparł krótko.
Do kanisów należały trzy lasy, ale nie chciał wyjawiać konkretnie z którego wyruszył. Nawet jeżeli Eukedus już o tym wie, to nie oznaczało, że nie ma być ostrożny.
- Rozumiem. - mruknął nie usatysfakcjonowany odpowiedzią gościa – Czy możesz zdjąć kaptur? - zapytał spokojnie nie odrywając wzroku od drogi przed nimi.
Hanis westchnął w myślach. Ciekawość tego człowieka nie zna granic. Chociaż sam wiedział, że im więcej się zna szczegółów tym lepiej. A do tego trzeba pytać. No dobrze, niech mu będzie. Hanis sięgnął do kaptura i zsunął go z ukrywaną niechęcią. Ukazały się jego białe włosy związane rzemykiem, które odbijały się od otoczenia, tak samo jak barwa jego oczu i skóry. Poczuł na sobie zaciekawione spojrzenia. Cóż w końcu przez kawał czasu nie widzieli żadnego elfa...jakoś musi znieść ich spojrzenia.
Przez minimalny dopływ tlenu przez „wywietrzniki” musieli ciągle uważać by ogień nie zgasł, co prawda zapalali pochodnie wzdłuż tunelu, ale te z braku tlenu nie paliły się długo. Hanis podkradł trochę żywiołu i stworzył kulę ognia, zaskoczeni ludzie cofnęli się odruchowo, jednak elf szybko zapewnił ich że to tylko po to by mieć światło. Uspokoili się, jednak dalej pozostawali czujni.
Nie wiedział ile czasu minęło. Łatwo w tych ciągłych ciemnościach stracić poczucie czasu. Postanowił jednak nadal iść pewnym krokiem z kamienną twarzą.
- Trzy godziny za nami. - mruknął rzeczowo dowódca.
A więc tyle czasu. Prawdę mówiąc nawet tego nie czół. Choć stałe utrzymywanie kuli ognia nieco go męczyło, to nie zwracał na to uwagi. Wisiała nad wszystkimi, oświetlając całej grupie drogę.
Prawdopodobnie znów minęło kilka godzin, ponieważ przywódca stanął i zarządził nieco zdyszany:
- Zróbmy małą przerwę.
Hanis popatrzał po towarzyszach podróży, byli zmęczeni, ale widział też jak bardzo starali się to ukryć. On sam był zmęczony. Przygasił nieco ognień. Nie chciał marnować za dużo energii, a pochodnia jak na razie paliła się. Mężczyźni przytwierdzili ją do ściany, a z jej miejsca wzięli świeżą. Tamta mogła się palić jeszcze zaledwie kilka chwil. Nowej jeszcze nie zapalali, chcieli ją mieć na potem.
Hanis siedział nieco dalej od reszty. Zresztą oni sami się od niego odsunęli. Szeptali między sobą. Elf czasem dosłyszał kilka zdań. Jedna rozmowa brzmiała mniej więcej tak:
- To elf ty idioto... - szepnął jeden.
Nie dosłyszał odpowiedzi tamtego. Był bardziej niż pewien, że coś tu się kroi.
- Król ich nienawidzi ...oddamy go, to może dostaniemy nagrodę.
- A...- właściciel głosu postarał się mówić ciszej - ...jego ciało martwe?
- Może zapłaciłby więcej.
Szepty na chwilę ucichły. Hanis zdał sobie sprawę, że znalazł się w niebezpieczeństwie. Przez chwilę zastanawiał się czy nie zacząć uciekać, jednak nie znał tych tuneli, a chciał jeszcze do końca wysłuchać rozmowy. Może sprawy potoczą się inaczej niż dotychczas usłyszał.
- A tak właściwie... to za co król wymordował elfy? - zapytał głos który usłyszał na początku.
Jak na razie nie dosłyszał głosu przywódcy. Miał nadzieję, że to dobry znak.
- Nie słyszałeś? To oni zamordowali króla Corlina. - odszepnął inny.
Nie dosłyszał odpowiedzi, jednak zaraz rozległ się zdecydowany głos przywódcy.
- Czarni Łucznicy nigdy nie dopuściliby się takiej zdrady. - mówił głośno specjalnie tak by dosłyszał go elf – Mieli pilnować porządku i to robili. Założę się, że król Eukedus kłamie.
- Ale przecież...! - zaczął jeden zaskoczony.
- Ale przecież Eukedus nie ma żadnych dowodów na zdradę elfów. - wtrącił się.
Hanis uśmiechnął się pod nosem. Ten człowiek nie jest głupi. W dodatku prawdopodobnie jest szanowany wśród swoich. To dobrze.
- Eukedus prawie wymordował jedną z najpotężniejszych ras w Sakkinie. - przywódca argumentował dalej.
Mężczyźni uciszyli się, poczuli się mocno niezręcznie.
Przywódca napotkał bez uczuciowe spojrzenie elfa, który właśnie skinął głową z uznaniem. Uśmiechnął się w myślach. Chyba polubię tego elfa. - pomyślał.
Minęło pół godziny i ruszyli dalej w drogę. Hanis szedł obok przywódcy. Reszta mężczyzn za nimi. Chciał poznać imię przywódcy.
- Jak się nazywasz? - zapytał ciekawy.
- Allerench del Foter, ale mówią mi All. - odpowiedział przywódca z uśmiechem rozbawienia.
Hanis przyłapał się na głupawym śmiechu. Może dopiero po kilku próbach udałoby mu się zapamiętać pełną nazwę mężczyzny. Postanowił mówić do niego All, i zmyć ten głupawy wyraz twarzy gdy tylko się zorientował.
- Miło mi cię poznać. - rzekł.
All spojrzał na białowłosego elfa.
- Mi ciebie również. A jak ty masz na imię?
Przez chwilę elf zastanawiał się czy nie podać fałszywego imienia. W sumie mógłby przekonać Alla do współpracy. By przyłączył się do buntu. A tak właściwie to nie czuł potrzeby by skłamać z imieniem. Bo właściwie po co miałby? To niepotrzebne. Nie jest zagrożony.
- Jestem Hanis. - odpowiedział.
- Hanis... - mruknął All jakby smakował każdą literę.
- Tak. - odparł szybo i bez uczuciowo właściciel.
- Słyszałem o tobie. - stwierdził człowiek.
Hanis ponownie poczuł, że źle trafił, i nie powinien się w to pakować. Jednak zaraz odrzucił tę myśl. Może jednak wyniknie z tego coś dobrego? Tak bardzo pragnął myśleć pozytywnie.
- Doprawdy? - postarał się zachować lekki ton.
- Tak. Eukedus kazał cię śledzić swojemu szpiegowi. Wynajął kilka moich ludzi wiedzących mniej więcej jak posługiwać się kuszą, by zabić twojego konia.
Hanis aż stanął. Popatrzał na Alla. Ten na niego.
- Ty... - wykrztusił Hanis jak cisza przed burzą.
Nie miał pojęcia, że przez ten cały czas zadawał się z człowiekiem który zaledwie kilka dni temu zabił jego klacz z zimną krwią. Nie, nie on. - poprawił się w myślach – Jego ludzie. Za pieniądze.
All domyślił się po twarzy Hanisa wyrażającej ból i nienawiść, że popełnił błąd mówiąc to. Nie chciał narażać swojego życia, szczególnie podczas wojny i, że tym u którego narażał swoje życie był Czarny Łucznik.
- Wybacz panie... - zaczął, ale Hanis przerwał mu machnięciem ręki.
- To już minęło. - odparł zimno.
Ludzie spojrzeli po sobie lekko zdziwieni, jednak wszyscy milczeli. Hanis również, ale jego bez uczuciowa twarz i pewna postawa, potrafiła przyprawić o niepewność. Parł do przodu nie wydając przy tym żadnego dźwięku.
Godziny mijały, zatrzymali się na jeszcze jeden postój. All pierwszy przerwał ciszę. Jego głos był spokojny choć pewnie jak wszyscy – denerwował się.
- Wchodzimy do miasta Kelech. - powiadomił. - Na końcu miasta musimy coś sobie ustalić Hanisie.
Ten tylko pokiwał głową w odpowiedzi.
All spojrzał na niego. Wiedział ile może znaczyć dla kogoś koń, ale sądził, że Hanis nieco przesadza. Nawet jeżeli elfy trochę inaczej nawiązują więzi niż ludzie. Zastanawiał się ile tak naprawdę Hanis może mieć lat. W końcu jest nieśmiertelny. Te pytania pochłonęły go tak bardzo, że nawet przestał odczuwać zmęczenie i ból nóg. Dopiero gdy podszedł jeden z jego ludzi, i powiedział, że znacząca większość jest zmęczona, zarządził przerwę. Wszyscy usiedli, All ostatni rozmawiając ze swoimi ludźmi.
Hanis jak zwykle usiadł z boku i nasłuchiwał rozmów. Dyskretnie sprawdził czy jego broń nadal jest na miejscu. Była. Musi być przygotowany na wszystko.
- Tędy. - ponaglił przywódca.
Kroki mężczyzn odbijały się cichym echem od ścian. Hanis kroczył bezszelestnie, wtapiając się w pogrążone w ciemności otoczenie.
Konia nie było. Przywódca gróbki chciał konia, jako zapłatę za przejście. Hanis nie był w żaden sposób związany z koniem, ale przez chwilę nie miał ochoty go oddawać. W końcu należał do kanisów. Jednak zgodził się niechętnie, no cóż wojna nie prosi, ona stawia warunki.
Przywódca zrównał się z Hanisem i zapytał ciekawy:
- Skąd jesteś?
Hanis spojrzał na niego spod kaptura. Nawet jego fioletowe oczy ukryły się w cieniu.
- Z lasu kanisów. - odparł krótko.
Do kanisów należały trzy lasy, ale nie chciał wyjawiać konkretnie z którego wyruszył. Nawet jeżeli Eukedus już o tym wie, to nie oznaczało, że nie ma być ostrożny.
- Rozumiem. - mruknął nie usatysfakcjonowany odpowiedzią gościa – Czy możesz zdjąć kaptur? - zapytał spokojnie nie odrywając wzroku od drogi przed nimi.
Hanis westchnął w myślach. Ciekawość tego człowieka nie zna granic. Chociaż sam wiedział, że im więcej się zna szczegółów tym lepiej. A do tego trzeba pytać. No dobrze, niech mu będzie. Hanis sięgnął do kaptura i zsunął go z ukrywaną niechęcią. Ukazały się jego białe włosy związane rzemykiem, które odbijały się od otoczenia, tak samo jak barwa jego oczu i skóry. Poczuł na sobie zaciekawione spojrzenia. Cóż w końcu przez kawał czasu nie widzieli żadnego elfa...jakoś musi znieść ich spojrzenia.
Przez minimalny dopływ tlenu przez „wywietrzniki” musieli ciągle uważać by ogień nie zgasł, co prawda zapalali pochodnie wzdłuż tunelu, ale te z braku tlenu nie paliły się długo. Hanis podkradł trochę żywiołu i stworzył kulę ognia, zaskoczeni ludzie cofnęli się odruchowo, jednak elf szybko zapewnił ich że to tylko po to by mieć światło. Uspokoili się, jednak dalej pozostawali czujni.
Nie wiedział ile czasu minęło. Łatwo w tych ciągłych ciemnościach stracić poczucie czasu. Postanowił jednak nadal iść pewnym krokiem z kamienną twarzą.
- Trzy godziny za nami. - mruknął rzeczowo dowódca.
A więc tyle czasu. Prawdę mówiąc nawet tego nie czół. Choć stałe utrzymywanie kuli ognia nieco go męczyło, to nie zwracał na to uwagi. Wisiała nad wszystkimi, oświetlając całej grupie drogę.
Prawdopodobnie znów minęło kilka godzin, ponieważ przywódca stanął i zarządził nieco zdyszany:
- Zróbmy małą przerwę.
Hanis popatrzał po towarzyszach podróży, byli zmęczeni, ale widział też jak bardzo starali się to ukryć. On sam był zmęczony. Przygasił nieco ognień. Nie chciał marnować za dużo energii, a pochodnia jak na razie paliła się. Mężczyźni przytwierdzili ją do ściany, a z jej miejsca wzięli świeżą. Tamta mogła się palić jeszcze zaledwie kilka chwil. Nowej jeszcze nie zapalali, chcieli ją mieć na potem.
Hanis siedział nieco dalej od reszty. Zresztą oni sami się od niego odsunęli. Szeptali między sobą. Elf czasem dosłyszał kilka zdań. Jedna rozmowa brzmiała mniej więcej tak:
- To elf ty idioto... - szepnął jeden.
Nie dosłyszał odpowiedzi tamtego. Był bardziej niż pewien, że coś tu się kroi.
- Król ich nienawidzi ...oddamy go, to może dostaniemy nagrodę.
- A...- właściciel głosu postarał się mówić ciszej - ...jego ciało martwe?
- Może zapłaciłby więcej.
Szepty na chwilę ucichły. Hanis zdał sobie sprawę, że znalazł się w niebezpieczeństwie. Przez chwilę zastanawiał się czy nie zacząć uciekać, jednak nie znał tych tuneli, a chciał jeszcze do końca wysłuchać rozmowy. Może sprawy potoczą się inaczej niż dotychczas usłyszał.
- A tak właściwie... to za co król wymordował elfy? - zapytał głos który usłyszał na początku.
Jak na razie nie dosłyszał głosu przywódcy. Miał nadzieję, że to dobry znak.
- Nie słyszałeś? To oni zamordowali króla Corlina. - odszepnął inny.
Nie dosłyszał odpowiedzi, jednak zaraz rozległ się zdecydowany głos przywódcy.
- Czarni Łucznicy nigdy nie dopuściliby się takiej zdrady. - mówił głośno specjalnie tak by dosłyszał go elf – Mieli pilnować porządku i to robili. Założę się, że król Eukedus kłamie.
- Ale przecież...! - zaczął jeden zaskoczony.
- Ale przecież Eukedus nie ma żadnych dowodów na zdradę elfów. - wtrącił się.
Hanis uśmiechnął się pod nosem. Ten człowiek nie jest głupi. W dodatku prawdopodobnie jest szanowany wśród swoich. To dobrze.
- Eukedus prawie wymordował jedną z najpotężniejszych ras w Sakkinie. - przywódca argumentował dalej.
Mężczyźni uciszyli się, poczuli się mocno niezręcznie.
Przywódca napotkał bez uczuciowe spojrzenie elfa, który właśnie skinął głową z uznaniem. Uśmiechnął się w myślach. Chyba polubię tego elfa. - pomyślał.
Minęło pół godziny i ruszyli dalej w drogę. Hanis szedł obok przywódcy. Reszta mężczyzn za nimi. Chciał poznać imię przywódcy.
- Jak się nazywasz? - zapytał ciekawy.
- Allerench del Foter, ale mówią mi All. - odpowiedział przywódca z uśmiechem rozbawienia.
Hanis przyłapał się na głupawym śmiechu. Może dopiero po kilku próbach udałoby mu się zapamiętać pełną nazwę mężczyzny. Postanowił mówić do niego All, i zmyć ten głupawy wyraz twarzy gdy tylko się zorientował.
- Miło mi cię poznać. - rzekł.
All spojrzał na białowłosego elfa.
- Mi ciebie również. A jak ty masz na imię?
Przez chwilę elf zastanawiał się czy nie podać fałszywego imienia. W sumie mógłby przekonać Alla do współpracy. By przyłączył się do buntu. A tak właściwie to nie czuł potrzeby by skłamać z imieniem. Bo właściwie po co miałby? To niepotrzebne. Nie jest zagrożony.
- Jestem Hanis. - odpowiedział.
- Hanis... - mruknął All jakby smakował każdą literę.
- Tak. - odparł szybo i bez uczuciowo właściciel.
- Słyszałem o tobie. - stwierdził człowiek.
Hanis ponownie poczuł, że źle trafił, i nie powinien się w to pakować. Jednak zaraz odrzucił tę myśl. Może jednak wyniknie z tego coś dobrego? Tak bardzo pragnął myśleć pozytywnie.
- Doprawdy? - postarał się zachować lekki ton.
- Tak. Eukedus kazał cię śledzić swojemu szpiegowi. Wynajął kilka moich ludzi wiedzących mniej więcej jak posługiwać się kuszą, by zabić twojego konia.
Hanis aż stanął. Popatrzał na Alla. Ten na niego.
- Ty... - wykrztusił Hanis jak cisza przed burzą.
Nie miał pojęcia, że przez ten cały czas zadawał się z człowiekiem który zaledwie kilka dni temu zabił jego klacz z zimną krwią. Nie, nie on. - poprawił się w myślach – Jego ludzie. Za pieniądze.
All domyślił się po twarzy Hanisa wyrażającej ból i nienawiść, że popełnił błąd mówiąc to. Nie chciał narażać swojego życia, szczególnie podczas wojny i, że tym u którego narażał swoje życie był Czarny Łucznik.
- Wybacz panie... - zaczął, ale Hanis przerwał mu machnięciem ręki.
- To już minęło. - odparł zimno.
Ludzie spojrzeli po sobie lekko zdziwieni, jednak wszyscy milczeli. Hanis również, ale jego bez uczuciowa twarz i pewna postawa, potrafiła przyprawić o niepewność. Parł do przodu nie wydając przy tym żadnego dźwięku.
Godziny mijały, zatrzymali się na jeszcze jeden postój. All pierwszy przerwał ciszę. Jego głos był spokojny choć pewnie jak wszyscy – denerwował się.
- Wchodzimy do miasta Kelech. - powiadomił. - Na końcu miasta musimy coś sobie ustalić Hanisie.
Ten tylko pokiwał głową w odpowiedzi.
All spojrzał na niego. Wiedział ile może znaczyć dla kogoś koń, ale sądził, że Hanis nieco przesadza. Nawet jeżeli elfy trochę inaczej nawiązują więzi niż ludzie. Zastanawiał się ile tak naprawdę Hanis może mieć lat. W końcu jest nieśmiertelny. Te pytania pochłonęły go tak bardzo, że nawet przestał odczuwać zmęczenie i ból nóg. Dopiero gdy podszedł jeden z jego ludzi, i powiedział, że znacząca większość jest zmęczona, zarządził przerwę. Wszyscy usiedli, All ostatni rozmawiając ze swoimi ludźmi.
Hanis jak zwykle usiadł z boku i nasłuchiwał rozmów. Dyskretnie sprawdził czy jego broń nadal jest na miejscu. Była. Musi być przygotowany na wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz