8.01.2015

Epilog

Marny ze mnie cantet. Domyślam się co by powiedział teraz mój ojciec. Nie wiem co robić dalej. Od czasu gdy uwolniłem D.T.... stałem się nikim. Siedzie teraz w swoim domku, w górach w którym nie byłem od kilku lat. Żona już dawno mnie opuściła. Tęsknię. 
Powiedzieć ci jak było na prawdę na początku? Sądziłem, że corvusi i canteci to postacie z legend, że po prostu nasza nowoczesna technika chce nowego odkrycia, jakim było przemieszczanie się w czasie. Potem dopiero, gdy D.T. była już dwa lata po wyjściu z kopuły... ojciec opowiedział mi o wszystkim. Powiedział, że tak naprawdę ja sam też jestem cantetem i wszyscy naukowcy też. Opowiedział i wyjaśnił mi wszystko. Na początku go wyśmiałem. Potem jednak... wszystko okazało się prawdziwe. Denin nie wiedziała o wszystkim, i teraz nawet nie winię jej, że odeszła.


Usłyszałem cichy łopot skrzydeł. Spojrzałem tam zmęczonym wzrokiem. Spodziewałem się wrony. Jednak co zobaczyłem..? Białego kruka. Przez chwilę sądziłem, że mam halucynacje. Jednak zaraz wstałem i podszedłem wiedziony nikłą nadzieją na lepsze jutro, albo głupotą. 
Kruk patrzał na mnie mądrymi oczami. Westchnąłem cicho. 
- Już nie nadaję się nawet na twojego niewolnika. - szepnąłem niby to do kruka, niby do siebie. 
Kruk odleciał. Patrzałem za nim chwilę. Wszystko straciłem. Nie miałem nic. 
Poszedłem do łazienki. Spojrzałem w lustro. Moja samoocena uległa znacznym zmianom. Jest bardzo niska. Zarost którego nie goliłem od dłuższego czasu, tylko to podkreśla. Zacząłem wiązać włosy zamiast je ścinać. Mało mnie teraz obchodzi jak wyglądam. Jedyne co zachowuję, to higienę. Mniej też jem, piję i przebywam w towarzystwie innych, jeżeli nie wcale. Może w końcu popełnię samobójstwo? Przecież mam tylko wrogów, żadnych przyjaciół, nikogo. Niestety dalej jeszcze tli się we mnie uczucie, że będzie lepiej, że coś się w końcu stanie lepszego. I tak z każdym dniem, będzie lepiej... będzie lepiej... 
Wyszedłem z łazienki po założeniu kamizelki, zimno dziś. Chociaż może tylko mi się tak wydaje? Na drzwiach zauważyłem małą kartkę. Skąd ona tu się wzięła? Przecież niczego nie zamierzałem zapamiętać na jutro. Chyba, że coś mi umknęło. Zerwałem przylepioną kartkę. Było na niej napisane: Wyjdź tylnymi drzwiami . 
Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc. Może ktoś łaskawie chce się mnie w końcu pozbyć z tego świata? 
Poszedłem tam i tak nie mając co robić. Popchnąłem mocno drzwi. Najpierw usłyszałem krakanie kruka. Później zobaczyłem...nie, nie mogłem w to uwierzyć. To nie możliwe. Poczułem jak moje oczy się zaszkliły niekontrolowanie. 
Podbiegłem do Denin najszybciej jak umiałem i przytuliłem ją mocno, z tęsknotą, z całej siły jaka mi została.   
- Tato... - powiedziała cicho przytulając mnie.  
- Denin... 
W moich oczach pojawiły się łzy szczęścia. Spojrzałem na jej wydoroślałą twarz. Nie było jej kilka lat. Miała pełno blizn i jeszcze nie zagojonych ran. Oczy miała zaszklone. Zapewne myślała, że najpierw zamiast ją przytulić to zabiję. 
- Dlaczego tu jesteś? - zapytała. 
Czułem jak stara się nie rozpłakać, jak jej tors wędruje wysoko w górę i w dół. Czyżby też za mną tęskniła? 
- Zwolniono mnie... - wyznałem z goryczą.
Skrzywiła się. Nie patrzeliśmy na siebie, nadal nie wypuszczaliśmy się z ramion. Nastała długa chwila milczenia. Przerwała ją pierwsza:
- Tak więc możesz pomóc corvusom? - zapytała z nadzieją już patrząc mi w oczy. 
Patrzałem na nią przez chwilę. Po jej stanie mogłem wnioskować, że prowadzą wojnę, ach... nawet po jej oczach było to widać. Śmierć, ból, rozpacz ale i radość. 
- Oni nie przestaną szukać i zabijać. - szepnąłem nie wiedząc czemu. 
- Wiem. Szkoda, że nie da się nawiązać pokoju... - westchnęła ciężko, odwracając wzrok. 
-  Tak... ale pomogę. - odpowiedziałem i przytuliłem ją znów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz