Ustaliliśmy wszystko. Co się okazało? Canteci posuwają się coraz dalej. W przyszłości nadal próbują odnaleźć coś by stworzyć istotę ze zdolnościami przemieszczania się w czasie. Na marne, ale są niezłomni i jest obawa, że kiedyś im się w końcu uda. Z zabiciem corvusa też posuwają się cały czas do przodu. Mają agentów którzy wchodzą w naszych i zbierają informacje. Sami mamy szpiegów, stąd też wiemy gdzie mniej więcej canteci są. Walka się zaostrza z każdym stuleciem. Nie ma chwili oddechu.
- Więc? - zapytał jeden pośrednik.
Merlin myślał chwilę nad odpowiedzią.
- Być może niedługo zaatakują. - podrapał się po twarzy - Eh... nie wiem czy by dali nam radę. Mamy sporo sprzymierzeńców, czyli inne rasy. Ale canteci mają ludzi... tysiące... miliony ludzi... jeżeli nie miliardy... - sapnął ciężko.
- Ta wojna nie będzie szeroko rozprzestrzeniona. - przerwał pewnie Lapis. - Wątpię by chcieli wszystkim rozpowiadać, co robią. Wywołało by to kontrowersje które mogłyby ich zniszczyć.
- Czyli po prostu wkroczą po kryjomu. - wywnioskowałam z zamyśleniem, patrząc się w jakąś nieokreśloną pustkę przed sobą.
- Zapewne. - mruknął pośrednik. - Trzeba zwiększyć gotowość naszych i straże.
- Nie wiemy niestety kiedy chcą zacząć. - westchnął ciężko Ravun.
- A nasi szpiedzy? - inny pośrednik.
Electi pokręciła głową.
- Na wiele się tu zdadzą. Nie dopuszczają do swoich planów nikogo. Stawiają mnóstwo straży.
Zapadło pełne napięcia milczenie. Po jakimś czasie przerwał je Silwer.
- A więc możemy tylko siedzieć i czekać. - sapnął ciężko.
- Niestety tak. - mruknął Merlin odchylając się w krześle.
Znów zapadła cisza. Wszyscy błądzili w myślach. Nikt nie czuł się bezpieczny.
Pierwsza wstałam budząc ich zainteresowanie i przyciągając spojrzenia. Skierowałam się w stronę wyjścia. Za mną poczłapała Demi a potem Silwer, następnie reszta. Przerwa.
Weszłam między półki. Usiadłam na krześle. Oparłam łokcie o kolana, a głowę o dłonie złożone w pięść. Patrzałam w dal bez uczuciowo. Niedługo zaczną się zamieszki. Wojny. Być może zginę. Nie wiem czy w ogóle będzie miał kto za mną tęsknić. Pewnie, jeszcze nie raz zobaczę znak canteta. Nie wiem dlaczego, ale chciałabym jeszcze po raz ostatni zobaczyć Karona i stworzyciela. Najlepiej gdyby to wszystko było już za nami.
Zamieszki, wojny, śmierć.
____________________________________________
Cześć
Nie będę już was prosić o komentarze bo to by było żałosne. Cud, że jeszcze chce mi się tu wstawiać opowiadania... no ale cóż.
Miłego dnia, pozdrawiam.
- Więc? - zapytał jeden pośrednik.
Merlin myślał chwilę nad odpowiedzią.
- Być może niedługo zaatakują. - podrapał się po twarzy - Eh... nie wiem czy by dali nam radę. Mamy sporo sprzymierzeńców, czyli inne rasy. Ale canteci mają ludzi... tysiące... miliony ludzi... jeżeli nie miliardy... - sapnął ciężko.
- Ta wojna nie będzie szeroko rozprzestrzeniona. - przerwał pewnie Lapis. - Wątpię by chcieli wszystkim rozpowiadać, co robią. Wywołało by to kontrowersje które mogłyby ich zniszczyć.
- Czyli po prostu wkroczą po kryjomu. - wywnioskowałam z zamyśleniem, patrząc się w jakąś nieokreśloną pustkę przed sobą.
- Zapewne. - mruknął pośrednik. - Trzeba zwiększyć gotowość naszych i straże.
- Nie wiemy niestety kiedy chcą zacząć. - westchnął ciężko Ravun.
- A nasi szpiedzy? - inny pośrednik.
Electi pokręciła głową.
- Na wiele się tu zdadzą. Nie dopuszczają do swoich planów nikogo. Stawiają mnóstwo straży.
Zapadło pełne napięcia milczenie. Po jakimś czasie przerwał je Silwer.
- A więc możemy tylko siedzieć i czekać. - sapnął ciężko.
- Niestety tak. - mruknął Merlin odchylając się w krześle.
Znów zapadła cisza. Wszyscy błądzili w myślach. Nikt nie czuł się bezpieczny.
Pierwsza wstałam budząc ich zainteresowanie i przyciągając spojrzenia. Skierowałam się w stronę wyjścia. Za mną poczłapała Demi a potem Silwer, następnie reszta. Przerwa.
Weszłam między półki. Usiadłam na krześle. Oparłam łokcie o kolana, a głowę o dłonie złożone w pięść. Patrzałam w dal bez uczuciowo. Niedługo zaczną się zamieszki. Wojny. Być może zginę. Nie wiem czy w ogóle będzie miał kto za mną tęsknić. Pewnie, jeszcze nie raz zobaczę znak canteta. Nie wiem dlaczego, ale chciałabym jeszcze po raz ostatni zobaczyć Karona i stworzyciela. Najlepiej gdyby to wszystko było już za nami.
Zamieszki, wojny, śmierć.
____________________________________________
Cześć
Nie będę już was prosić o komentarze bo to by było żałosne. Cud, że jeszcze chce mi się tu wstawiać opowiadania... no ale cóż.
Miłego dnia, pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz