22.11.2014

26: Atak I

Noc pod ziemią minęła szybko. Kelna nie mogła zasnąć. Ornels spał jak zabity, chrapiąc na całą ziemiankę. Naris co jakiś czas się budził, podobnie jak Arisa. Wszyscy byli niespokojni.
Pierwsza, gwałtownie obudziła się Kelna. W ogóle nie czuła zaspania, oddychała przez jakiś czas nerwowo, ale w końcu się opanowała. Martwiła się.
Przeszła do pierwszego pokoju starając się nie obudzić reszty. Popatrzała na parę w łóżku, spali lekkim snem, ale pomimo tego, nie usłyszeli jej. Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Podeszła cicho.
- Cześć gołąbeczki. Wstawać, już ranek.
- Jeszcze pięć minut Mistrzu... - mruknął cicho Neris mocniej wtulając się w Arisę.
Ta przez sen objęła go ramieniem. Ale Kelna już wiedziała jak ich całkiem rozbudzić.
- Eukedus idzie! - krzyknęła.
Arisa i Neris zerwali się gwałtownie.

- Gdzie?! - krzyknęli prawie równocześnie.
Kelna roześmiała się.
- Zawsze się na to nabieracie...zawsze...
Śmiała się, dopóki Ornels nie wyszedł zza zasłony. Przeciągnął się.
- Witajcie. - mruknął zaspany, przeciągając się i przecierając oczy – Mi również miło was widzieć Mistrzowie.
Uśmiechnęli się nieznacznie. Wiedzieli, że specyficzny śmiech Kelny nie jest najpiękniejszą pobudką.
W klapę ktoś zapukał rytmicznie. Ornels poszedł otworzyć, nadal zaspany. Do pokoju wpadł Sokrenin.
- Dzień dobry Sokreninie. Jak mija poranek? - zapytała Kelna próbując utrzymać wszystkich w dobrym nastroju, oraz próbując zamaskować swoje zdenerwowanie.
- Nieźle,  przyszedłem zapytać się was o to samo. - uśmiechnął się
- Jest dobrze. A jeżeli pragniesz najnowszych wieści, to mamy nową parę. - odpowiedziała z uśmiechem, wskazując na Nerisa i Arisę stojących obok siebie.
Sokrenin uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Wiedziałem, wiedziałem, że coś pomiędzy nimi jest!
Para tylko uśmiechnęła się lekko.
- Siadaj Sokreninie. - rzucił Neris wskazując krzesło w rogu pokoju.
Senanin odwrócił się, wziął do ręki krzesło i usiadł na nim tyłem do przodu.
- Sokreninie...? - zapytała cicho Arisa.
Stała spięta naprzeciwko niego.
- Tak ? - zapytał rozpoznając, na jej twarzy lęk i złość, którego widocznie chciała się pozbyć.
- Dlaczego nie zabiliście Eukedusa, kiedy mieliście okazję, w jego sypialni? - co dziwne jej głos nawet nie drgnął
- Szczerze powiedziawszy... - odwrócił wzrok speszony jak nigdy - nie było tam go... a nie było czasu go szukać.
- I tak jestem ci wdzięczna – odparła nadal cicho, siadając na łóżku.
Spojrzał na nią, a na jej twarzy nie widniał żaden wyraz. Skrzywił się współczująco. Jednak nic nie mógł teraz zrobić. Żałował, że nie przybyli wcześniej.
Wszystkich zaskoczyło nagłe, nerwowe pukanie w klapę. Ornels podbiegł otworzyć. Do środka wskoczył kanis. Popatrzeli na niego. Nie zdążyli zapytać o co chodzi kiedy sam zaczął:
- Dziesięciu magów i odział żołnierzy króla atakuje las. Potrzebujemy waszej pomocy. Już!
Czwórka elfów złapało swoje czarne płaszcze, po czym założyło je, a następnie broń. Wyjątkowo szybko się z tym uporali.
- Ornelsie trzymaj się blisko nas. - mruknęła bez uczuciowo Kelna
- Tak jest Mistrzyni. - skinął szybko głową.
Kanis spojrzał na Sokrenina który już zbierał się do wyjścia.
- Wiedziałem, że tu będziesz. Przyniosłem twoją broń. - powiadomił szybko kanis zanim senanin postawił nogę na drabinie.
Sokrenin się łobuzersko. Wziął od kanisa zakrzywiony miecz i przypiął  do pasa, to samo zrobił z nożem. Nie miał jedynie rurki do zatrutych strzałek, ani samych nich. Spojrzał na kanisa. Ten wzruszył ramionami przepraszająco.
- Pośpieszmy się lepiej.
Wdrapał się po drabinie, otworzył klapę, wyskoczył na zewnątrz. Za nim reszta.
- My zajmiemy się magami. - zarządził Neris – Gdzie oni są?
- Biegnijcie na północ, przedarli się już daleko. A ty Senanie za mną.
Elfy pobiegły. Sokrenin pobiegł za kanisem.
Na początku nic nie było widać. Ale zaraz potem cała czwórka ujrzała stojących przed nimi dziesięciu magów. Każdemu elfowi przyspieszył oddech. Taka ilość magów mogła oznaczać dla nich śmierć. Jednak nie dali zorientować się wrogowi, że już są. Ukryli się pomiędzy drzewami, niewidoczni dla ludzkich oczu. Magowie nie byli ich świadomi, nie byli też atakowani przez kanisów. Pewnie Minken obawiał się zbyt dużych strat i oddał magów elfom.
Pierwsza zaatakowała Kelna, mając przy sobie Ornelsa. Pchnęła kilku magów na ziemię powietrzem. Następnie zaatakowali Arisa i Neris robiąc dokładnie to samo z innymi magami. Niektórzy zdążyli się pozbierać, niektórzy nie. Ci którym się to nie udało zostali pogrzebani żywcem czyli wciągnięci pod ziemię, tym samym zrywając wspólną barierę ochronną magów. Ci którym udało się przetrwać, zlokalizowali szybko miejsca ukrycia elfów. Stworzyli własne bariery i  zaatakowali, jeden rzucił w nich kulą ognia, inni mocą. Drzewo jakby nieszczęść było za mało - zapaliło się. Nie wyglądało to dobrze. Neris szybko zmienił kryjówkę na inne drzewo, pozostając niezauważonym. Ornels dostał uderzeniem mocy. Upadł głucho na ziemię, niezdolny się z niej podnieść. Kelna spojrzała na niego. Nie mogła się do niego cofnąć by mu pomóc. Za chwile leżałaby i ona. Dwóch magów podeszło do Ornelsa. Chcieli go wykończyć. Kelna wzniosła ich na pułkach skalnych, najwyżej jak było to możliwe. Bali się, nie spodziewali się ataku od tyłu. Potem usunęła spod ich nóg podłoże. Zaczęli spadać obijając się o gałęzie, tym samym łamiąc sobie kości i powoli umierając.
Neris kucnął, nadal za drzewem, mając na oku dwóch magów. Na szczęście nie widzą go. Położył dłoń na ziemi. Wniknął w nią i poszukał wody. Nie musiał szukać daleko. Przeniósł ją pod magów, a następnie otoczył ich w niej. Coś na kształt kokonu. Zaciskał je powoli, mając nadzieję, że inni magowie mu nie przeszkodzą. Ci otoczeni wodą powoli tracili moc. Ich bariera pękała nagle pod silnym naporem wody. Zaczynało im też brakować powietrza. Zacisnął wodę mocniej. Magowie nie mieli szans się wydostać. Dusili się. I wtedy Neris poczuł jak trafia go potężnie uderzenie mocy. Wpadł na drzewo i zsunął się z niego bezwładnie niczym szmaciana lalka. Dzwoniło mu w uszach, a całe ciało przeszywał ból. Musiał szybko się podnieść by walczyć dalej. Jednak jego organizm chciał tylko zamknąć oczy i odciąć się od świata. Na przekór sobie posłuchał go.
Arisa przeturlała się po ziemi unikając kolejnego uderzenia mocy. Atakowało ją trzech pozostałych magów. Rzucała w nich kulami ognia, który pobierała od palącego się lasu. Chciała wyczerpać ich moc, niestety dawało to tyle co nic. W dodatku jej własna siła była już znikoma.  Ominęła po raz kolejny kulę ognia. Miecz ściągał ją swym ciężarem nieco dalej. Nie pozwalał robić żadnych gwałtowniejszych ruchów. Kiedy stanęła, odpięła w kilka sekund pochwę od pasa, omijając szybko kolejną kulę ognia. Zatrzymała ją zanim wpadła na drzewo i rzuciła w kierunku magów, ta jednak tylko rozpłynęła się na ich barierze nic im nie robiąc. Omijała kolejne uderzenia, kiedy do ataku włączyła się Kelna i zajęła magów. Arisa podbiegła do niej.
- Zaatakuj ich z ukrycia, przejmę atak. - powiedziała szybko.
Nadal atakowała magów ściągając ich uwagę na siebie. Kelna przepełzła do drzewa. Wdrapała się na nie szybko i zaczęła atakować magów z góry, nie można było jej zobaczyć wśród gałęzi i liści. Atakowała powietrzem albo ziemią. Kładła mocnymi podmuchami magów na ziemi. Arisa za to starała się ich wciągnąć pod ziemię. Jednego się udało.
Zostało dwóch na dwóch, ci i ci osłabieni.
Kelna usłyszała krzyk. Spojrzała w stronę Arisy. Jej ręka płonęła, a sama elfka leżała dalej pociągnięta za ręką po uderzeniu kuli ognia. Zaklęła. Obserwowała nerwowo jak Arisa gasi płomień wodą i unika po raz kolejny uderzenia mocy. Kelna rozejrzała się. Tylko jeden mag uderzał w Arisę. Drugi podchodził do Nerisa. Ten był nadal nieprzytomny, musiał nieźle dostać. Kelna wniknęła w powietrze i pokierowała nim tak by zepchnęło maga najdalej jak się dało. Dzięki barierze, u maga ucierpiał jedynie zmysł równowagi, zachwiał się. To wystarczyło. Kelna popchnęła go jeszcze raz. Musiała uważać. Było to dość daleko. Nie miała za to teraz styczności z ziemią. Nie ma też jak wniknąć do organizmu maga. Został ogień. Mag był jeszcze zdezorientowany. Jego bariera mogła albo opaść, albo bardzo osłabnąć. Kelna zabrała ogień z jednego z drzew i dotarła z nim do maga. Po jednym uderzeniu bariera pękła. Mag zapalił się. Wrzeszczał z bólu, płonął cały nie potrafiąc się skupić by magicznie zgasić ogień. Kelna wykorzystała jego rozkojarzenie. Pchnęła go na ziemię pozbawiając przytomności, ale ogień przy tym bardzo się stłumił. Teraz dopiero uświadomiła sobie swoje zmęczenie. Padła na kolana. Przed oczami świat nagle pociemniał, czuła jak powietrze ją otacza wprawia w ruch jej włosy i płaszcz, a potem poczuła coś twardego.


***


Sokrenin dotarł na pole bitwy już dawno. Widział jak kanisi skaczą z drzew na, pewnie już pozatruwanych żołnierzy króla. Drapią pazurami ale też odnoszą rany od mieczy. Zauważył także swoich ludzi. Gdzieś dojrzał Dakelana.
Senanin ruszył ponownie z mieczem w ręku, w kierunku żołnierzy. Jednego zaatakował właśnie kanis od tyłu, Sokrenin przeszył żołnierza mieczem. Ten padł. Kanis puszczający człowieka uśmiechnął się do Senanina.
- Połowę wybitych. - poinformował go z łobuzerskim uśmieszkiem i ruszył na następnego.
Sokrenin zrobił to samo. Kanisi atakowali żołnierzy z góry. Senanin wdał się w walkę z dwoma. Jednego drapnął w plecy kanis o czym świadczył ryk człowieka, po czym Sokrenin przeszył go mieczem. Drugi żołnierz zranił Senana w nogę, ale ten oddał cięciem w ramię. Żołnierz odparował cios i ciął Sokrenina, ten jednak obronił się. Mężczyzna pchnął go w brzuch, ale Senanin odparował cios i przeciął przedramię przeciwnika trzymające miecz. Ten krzyknął, Sokrenin wykorzystał to i pchnął go w serce. Żołnierz padł.
Senanin nie czół bólu. Był pochłonięty walką. Wybijaniem jednego po drugim. Widział jak żołnierze byli rozszarpywani przez kanisów. Nie ciągnęło się to długo. Zatruci padali czasem nie będąc w ogóle zranieni.
Spokrenin wyszedł z chaotycznego tłumu walczących, rozejrzał się. Zobaczył ogień i to całkiem niedaleko. Nagle uderzył go ból. Rozsadzał mu głowę. Wszystkie rany dały o sobie znać. Potrząsnął głową, próbując się opanować. Magowie czy nie, elfy potrzebują jego pomocy. Ryknął na cały głos do swoich ludzi, a ci zaraz w czwórkę wystąpili w nieładzie przed nim. Zauważył brak jednego. Skrzywił się ale zaraz ryknął przekrzykując bitwę:
- Za mną!
Pognał w stronę ognia razem ze swoimi ludźmi, zostawiając kanisom żołnierzy. Nie zauważył kiedy dołączył do nich Dakelan.


***


Arisa ominęła kolejne uderzenie mocy. Była wyczerpana. Wiedziała też, że mag który ją atakował był równie zmęczony. Ręka piekła niewyobrażalnie. Las wokół płonął. Nie była już w stanie nic zrobić. Upadła na kolana. Poczuła słabe uderzenie mocy. Jęknęła upadając na ziemię.  Czyli tak będzie wyglądać moja śmierć..? - jęknęła w myślach. Zamknęła oczy, przy kolejnym uderzeniu. A jeżeli oni chcą nas tam zatargać żywych? Nie... muszę wstać...muszę go zabić...musimy wygrać...
Kolejne uderzenie sprawiło, że na przekór sobie straciła świadomość. Jednocześnie zobaczyła jak mag pada na kolana wyczerpany, co mimowolnie wywołało uśmiech na jej twarzy. Następnie istniała już tylko ciemność.


***


Senanie z jednym nie zauważonym, dotarli do miejsca w którym rozgrywała się walka magów i elfów. Spojrzeli na klęczącego maga. Ten oddychał ciężko. Właśnie wstawał przewieszając Arisę przez ramię. W Sokreninie zawrzała wściekłość. Nie zastanowiwszy się nawet nad tym, czy mag utrzymuje nadal swoją barierę czy nie, rzucił się na niego z mieczem. Za nim ruszyli jego ludzie i Dakelan. Podbiegli do maga. Ten spojrzał na nich. Nie był zdziwiony. Posłał w kierunku jednego słabą kulę ognia. Ten jakiś cudem uniknął spotkania z nią. Dakelan pchnął maga w pierś. Bariera zgrzytnęła. Mag jęknął, a bariera pękła. Sokrenin bez chwili zastanowienia ciął w głowę. Mag oszołomiony puścił Arisę i padł. Sokrenin poszukał wzrokiem Dakelana. Ten kucał obok innego, i przeszywał właśnie jego pierś, po czym uniósł wzrok na przywódcę Senanów, wyrwał miecz i podszedł do niego spokojnie.
- Trzeba się nimi zająć. - mruknął do Senanów, wskazując głową elfy, a ten skinął głową.


***


- Atak zakończony? 
- Tak panie. 
- I jak? 
- Twoi magowie nie żyją panie, podobnie jak odział. Nie wiem czy nie wzięli jeńców. Elfy są wyczerpane, a wojska kanisów zmniejszone. 
Eukedus nie był zadowolony z tej wiadomości. Skrzywił się. 
- Yhm. - mruknął - Musimy ich zaatakować jak najszybciej, by nie dać im czasu do pozbierania się. 

________________________________________
Hej. Co tam u was?
Jeżeli czytacie proszę zostawcie choć jedno słówko w komentarzu :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz