30.08.2014

5: Wydostać się za mury.

Była noc. Więźniowie w celi już dawno zasnęli. Oprócz dwójki elfów. Zbliżała się zmiana warty magów. Dakelan miał się zjawić niedługo. Arisę wciąż bolały plecy, ale zaczęła się przyzwyczajać. Neris wyglądał na spokojnego.
Poczuli przez ziemię, że gróbka magów się oddala. Użyli magi, jednak na takie użycie, magowie nigdy nie reagowali, może dlatego, że było za słabe? Albo nie widzieli w tym nic niepokojącego?
Zanim przyjdą zmiennicy minie do pięciu minut. Poczuli przez ziemię znów te znajome kroki. Dakelan przyszedł jak obiecał w liście. Stanął cicho przed celą i ją otworzył. Prawdopodobnie kluczem, albo jakimś wytrychem. Neris i Arisa spojrzeli na niego. Wstali cicho. Popatrzał po nich, i lekko się skrzywił. Machnął ręką by się pośpieszyli. Wyszli szybko z celi a Dakelan ją zamknął.
- Szybko. - pośpieszał ich ciągle.
Schował wytrychy. Poszedł przez ciemny korytarz. Podążali za nim nie wydając najmniejszego szelestu, z Dakelanem gorzej.
Pokój do którego ich prowadził nie był duży, ale wszechstronny. Zasłonięte okna czyniły go jeszcze ciemniejszym. Dekares zapalił lampę oliwną stojącą na jego biurku. Pomieszczenie nieco się rozjaśniło. Było w nim duże, pościelone łóżko. Biurko, szafka, oraz kilka półek z książkami.
Dakelan wziął lampę do ręki i podszedł do łóżka. Płomyk oświetlił je. Na nim spoczywały dwa czarne płaszcze, pełne kołczany, dwa łuki elfiej roboty, skórzane ochraniacze oraz dwa świeżo naostrzone sztylety.

- Nie mieliście ze sobą mieczy? - zapytał cicho Dakelan
- Nie zawsze ich używamy. Wtedy akurat nie chciało nam się ich taskać. - odpowiedział Neris wymuszając ironiczny uśmiech, jednak nie wyszło to najlepiej.
- Rozumiem. - odparł Dakelan całkiem poważnie nie zwarzając na starania elfa.
Arisa i Neris zdjęli buty. Chwycili ochraniacze. Były to skórzane paski zszyte ze sobą w plecionce, zszyte dodatkowo wytrzymałą nicią, założyli je od kostek po kolana. Pomimo tego iż były skórzane, umiały wytrzymać więcej niż się wydawało. Na przedramiona również były dostosowane ochraniacze. Końcówki ich stanowiły rękawiczki bez palców.
Założyli buty. Do ochraniaczy włożyli pochwy sztyletów, a do tych sztylety. Wzięli płaszcze. Zapięli srebrne zapinki w kształcie liścia klonu. Były nieco skomplikowane do zapięcia, ale już do tego przywykli. Następnie założyli kołczany pełne strzał na plecy, zapięli je na torsach. Teraz łuk, również na plecy.
- Chodźcie. - szepnął Dakelan
Potaknęli.
Dakelan wyszedł z pokoju, rozejrzał się i machnął ręką że jest pusto. Był strasznie zdenerwowany, ale nie chciał tego po sobie okazywać, przełykał co chwilę nerwowo ślinę. Wyszli na korytarz. Większość była już ciemna – cisza nocna. Neris i Arisa założyli kaptury. W trójkę przemieszczali się bezszelestnie i szybko w kierunku wyjścia z więzienia. Gdy dotarli zdało im się to wszystko zbyt proste.
Wyszli na zewnątrz. Noc była pochmurna i zimna. Wydawało się że zaraz lunie deszcz, chociaż było to mało logiczne na pustyni. Rozejrzeli się. Niedaleko stało kilku strażników. Elfy nie wyczuwały przez ziemię nikogo innego w pobliżu. Nadal zdawało im się że to wszystko jest zbyt proste.
Przywarli do ściany. Już mieli się na nią wspiąć, kiedy za sobą usłyszeli głośne kroki. Specjalnie ktoś robił ten efekt. Zaczął klaskać, najwyraźniej rozbawiony.
- Brawo. Gratuluję że wasza głupota pozwoliła wam uwierzyć, że przeszliście obok moich magów niezauważeni. Witaj bracie.
Odwrócili się. Eukedus z wieloma magami. Dakelan zaklął.
- Nie gorączkuj się braciszku. Witajcie szpiczastousi.
Arisa i Neris nie ruszyli się, podobnie jak Dakelan.
- Co wy?! Dech wam zaparło z wrażenia? Proszę uciekajcie sobie. Ale ostrzegam, tam są ludzie pustyni, jadowite zwierzątka i gdy ktoś was złapie i traficie do mnie...cóż będzie ciekawie. Nie hamuję was proszę bardzo, będzie więcej zabawy.
Arisa i Neris spojrzeli po sobie. Nie wiedzieli co będzie z Dakelanem.
Odwrócili się z powrotem do muru. Dakelan po chwili zrobił to samo. Zaczęli wspinaczkę. Wszystko działo się bardzo szybko. W połowie zastało ich urwanie chmury. Dziwne. Tutaj i deszcz. - pomyślała Arisa.
Eukedus z magami wciąż stał tam gdzie był przedtem. Nagle zaatakowali trójkę gradem pocisków. Z pomocą magii rzucali w nich kamieniami. Czasem nożami, choć nie trafiali. Kamieniami za to jak najbardziej. Chcieli ich widocznie bardziej nastraszyć niż zatrzymać. Deszcz utrudniał wszystko. Przerwy dające oparcie stawały się coraz bardziej śliskie. Odpychali czasem pociski powietrzem. Ale nie wszystkie by nie marnować energii.
Rozległ się krzyk Nerisa. Arisa spojrzała na niego z niepokojem. W jego udzie tkwił nuż. Spojrzała na cel. Wspięła się na koniec muru i schowała za blankami. Dakelan również to zrobił. Arisa podała rękę Nerisowi pomagając mu wejść. Wyrwał z nogi nuż z głuchym jękiem i zrzucił na ziemię. Arisa spojrzała na niego. Jego wyraz twarzy wyrażał determinację, ale i ból. Na mur zaczęli wchodzić przeciwnicy. W trójkę podeszli do blanków i wnieśli ściany z ziemi. Znów ryk Nerisa. Zobaczyli że jego podest z ziemi opada. Spojrzeli a niego, dostał nożem w plecy. Cofał się. Arisa podbiegła do niego, ale za późno. Spadł po stronie więzienia. Było wysoko. Mógł tego nie przeżyć. Arisa zaklęła załamana. Dakelan podbiegł.
- Arisa musimy iść. Magowie tu już są!
- Nie zostawię go!
- Wrócimy po niego!
Popatrzała mu w oczy. W jakąś sekundę podjęła decyzje przełamując samą siebie.
Podbiegła do blanków. Wzniosła nową ścianę z ziemi, Dakelan to samo. Weszli na nie i szybko zjechali na dół. Magowie ciskali w nich kamieniami. Arisa zauważyła dwa konie. Najwyraźniej czekały na nich.
- Zostawiłem je tu. - powiedział pośpiesznie Dakelan
- Yhm. - mruknęła, nie zbierało jej się na dłuższe rozmowy.
Wsiadła na konia z rozbiegu. Dakelan podobnie. Spięli konie i rozpędzili się jak najszybciej do cwału. Nie trafiały w nich już żadne pociski. Jednak stracili jednego. Neris leżał za murami. W dodatku nie wiedzieli czy przeżył ten upadek. Arisa była załamana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz