Arisa nie potrafiła znieść krzyków wciąż dochodzących z sali tortur. Tym bardziej że rozpoznawała głos Nerisa. Siedziała na końcu celi starając się nie zatykać uszu. Drzwi celi nadal stały nieruchomo. Puls Arisy był szybki i nie miał zamiaru zwalniać.
Zamknęła oczy. Czy może być coś gorszego od krzyków bólu osoby którą się kocha? Arisa skarciła się w myślach. On nie odwzajemnia twoich uczuć. Dobrze o tym wiesz. Ma cię tylko za przyjaciółkę. A powinnaś
go zapytać... – wygarniał jej wewnętrzny głos. Szybko go uciszyła. Neris jej pomógł i przez nią cierpi. Nadal dręczyły ją jego nieustannie rozlegające się krzyki bólu. Nie skupiaj się na tym. Przestań o tym myśleć.
Oparła głowę o ścianę. Długie czarne włosy opadały jej na ramiona. Niebieskie oczy wciąż zostawiła zamknięte. Wniknęła w ziemie zawartą w podłodze. Połączyła umysł z jej wiązaniami. Sprawdziła cały teren tutaj. Magowie z stojący prawej strony już nie mogli się doczekać zmiany warty, która miała odbyć się za chwilę, dreptali nerwowo. Więźniowie tego korytarza, albo siedzieli, albo stali, albo chodzili w celach.
Już. Zmiana warty magów. Może w końcu odpuszczą Nerisowi? Znów krzyk. Proszę przestańcie. - jęknęła w myślach. Kroki magów oddalały się. Zanim przyjdą nowi miną jakieś trzy minuty. Nagle Arisa poczuła inne kroki. Jakieś znane. Tylko już nie pamiętała skąd je zna. Zmarszczyła brwi. Zbliżały się do drzwi tej celi. Zatrzymały na chwilę. Otworzyła oczy. Pod drzwi został wsunięty list. Kroki natomiast oddaliły się i zastąpiły je pięć par kroków nowych magów.
Wbijała wzrok w list zrywając kontakt z ziemią. Więźniowie byli podobnie zaskoczeni jak ona. Wstała. Podeszła do listu. Jakiś z więźniów wyszedł przed nią i schylił się po list. Wstał i odwrócił się przodem do niej czytając adresata listu: „Do Nerisa Akernama 32 i Arisy Rasmons 26 CŁ.”
Arisa nie mogła przez chwilę w to uwierzyć. Człowiek który włożył list pod drzwi nie dość że znał ich numery, ale też posługiwał się skrótem od nazwy Czarny Łucznik. Co prawda nie było go trudno zapamiętać, ale niewiele osób nim się posługiwało. Kim jest więc ten tajemniczy człowiek, którego chód pamiętała zapewne jeszcze z czasów pokoju?
Zabrała list od faceta. Popatrzał na nią. Chyba nawet się nie zorientował że ona przed nim stoi. Cofnęła się do końca celi. Stanęła pod ścianą. Facet podszedł do niej. Spojrzała na niego. Twarz miał smukłą i z zarostem, blond włosy odmładzały go o kilka lat. Uśmiechał się zalotnie. Arisa w odpowiedzi na ten uśmiech chętnie by go kopnęła, ale nie chciała wzbudzać niepotrzebnych kontrowersji. Otworzyła list. Już miała przeczytać pierwsze słowa, kiedy facet zaczął się robić nieznośny. Oparł rękę o ścianę, stojąc przed nią.
- Dobrze ci radze, usiądź tam gdzie siedziałeś. - powiedziała nie podnosząc na niego wzroku
Prychnął. Jeden zaśmiał się.
- Lepiej ją zostaw stary, bo cię przyjaciela pozbawi. - powiedział nadal rozbawiony.
Arisa spojrzała z irytacją w oczach na mówiącego. Złożyła list i schowała go do kiszeni. Złożyła dłoń w pięść i trafiła upierdliwego mężczyznę w brzuch, gdy ten się ugiął wycelowała w brodę. Poleciał do tyłu z głuchym jękiem.
- Jeszcze coś dodać? - wycedziła.
Facet wystraszony pozbierał się i usiadł na ławce. Arisa popatrzała jeszcze po wszystkich i znów oparła się o ścianę. Wyjęła list z kieszeni i rozwinęła go. Przeczytała w myślach to co było na nim:
Pewnie pamiętacie jeszcze mój chód. To ja Dakelan, młodszy syn Corlina i brat Eukedusa. Miło was znów spotkać Ariso i Nerisie. Długo was nie widziałem. Zobaczyłem was tydzień temu, gdy wleczono was nieprzytomnych do celi. Myślałem że elfy już nie istnieją, że Eukedus wszystkie wyniszczył. Sam też tak uważał. Dopóki nie znalazł was. Mam kilka pytań, ale też wyjaśnienia, oraz plan ucieczki z tego pudła. Zacznę od pytań: Czy jest was więcej? Czy zabierzecie mnie ze sobą? Co zamierzacie zrobić? Czy kryją was kanisi?
A teraz wyjaśnienia:
Mniej więcej pięć lat temu mój brat napadł na elfy swoimi magami. Pewnie dobrze to pamiętacie. Współczuję wam i składam swoje szczere kondolencje z powodu utraty bliskich. Jednak do rzeczy. Ja nie wiedziałem o niczym. Zaatakowali w nocy. Co prawda obudziły mnie hałasy dochodzące z daleka, ale nie zorientowałem się że o to tu chodzi. Sadziłem że to jacyś zbójcy, napadają karawanę. Poszedłem znów spać. Gdy obudziłem się rano, w moim pokoju stał Eukedus z eskortą. Do głowy przyszło mi od razu że może nocne hałasy to było coś większego niż mały napad. Eukedus oświadczył mi bym się pakował i że jadę zamieszkać za pustynie Haracką. Zdziwiłem się. Za pustynią nie ma nic prócz więzienia. Od razu poinformował mnie że, nie będę więźniem, jedynie będę tam mieszkał i wszystko nadzorował, powiedział, że to będzie zaszczyt. Sądzę że, nie chce mnie tam widzieć, a z racji tego że zabójstwo było by zbyt wielkim rozgłosem, postanowił jedynie mnie oddalić. Nie sądziłem że do tego może się posunąć. Wkrótce jednak wszystko miało się wyjaśnić. Ruszyliśmy godzinę później. Po drodze nie zauważyłem żadnego elfa. Jeden z odwożących mnie do więzienia, zapytał o co mi chodzi. Był całkiem miły. Odpowiedziałem że nie widzę żadnego czarnego łucznika. Pamiętam do dziś jego słowa, zacytuję: „Przecież ich nigdy nie widać.” Nie wystarczyło mi to jednak, czułem, że coś jest nie tak więc dalej drążyłem temat. Strażnik odpowiedział mi: „Król wybił ich wszystkich tamtej nocy, nie wie pan?” Byłem zszokowany. Zapytałem go dlaczego. Odparł że król jest święcie przekonany o tym iż to elfy spowodowały zniknięcie mojego ojca Corlina. Zapytałem dlaczego mnie wywożą. Odpowiedział że muszę być oddalony od reszty, ponieważ byłem za bardzo związany z...jak to nazwał? „Szpiczastouchymi” Też im się wzięło na wytykanie palcami szczegółów wyglądu. Zawieźli mnie tam. Po pięciu latach dopiero zobaczyłem was. Nadzieję że kiedyś to się zmieni. Że rasa elfia nie wyginęła. Gdy was tu przywlekli dali mi do pokoju wasze rzeczy, więc mam do nich łatwy dostęp. Dowodzę tutaj wszystkimi w jakiś sposób ponieważ jestem z rodziny królewskiej. Jednak niektórych rzeczy nie mogę zatrzymać. Wasze dwa czarne płaszcze, kołczany, strzały, łuki i sztylety, oraz ochraniacze są u mnie. Jedyne o co proszę to żebyście wzięli mnie ze sobą.
Reszta listu była zapisana planami działania ucieczki. Chwilowo na twarz Arisy wstąpił lekki uśmiech. Zniknął jednak gdy drzwi się otwarły. Schowała list do kieszeni. Spojrzała na otwarte drzwi. U progu stało trzech magów a pomiędzy nimi Neris. Popchnęli go, a ten upadł na ziemię. Trzasnęli drzwiami. Arisa podeszła do elfa zaniepokojona. Kucnęła przy nim i oceniła jego stan. Nie widać było jego ran. Cholera – pomyślała – Nie dość że zadawali mu rany to jeszcze go do tego rozebrali.
Spojrzał na nią. Sprawdziła mu tętno. Miał przyspieszone, tak jak i oddech.
- Pomóż...mi wstać...proszę... - wyjąkał tak by tylko ona go usłyszała.
Podała mu rękę. Chwycił ją i starał się podnieść tłumiąc jęk bólu.
- Nie było warto. Nie potrzebnie się naraziłeś. - powiedziała, czuła się winna.
- Było warto Aris. - odparł starając się uśmiechnąć.
Wstał. Poszedł na koniec celi a ona szła obok niego. Próbował usiąść. Pomogła mu.
- Co ci zrobili? - zapytał jeden młody więzień wyprzedzajac Arisę.
Neris spojrzał na niego.
- Dużo... - wykrztusił
- Pokaż. - powiedziała stanowczo Arisa
Pokręcił głową.
- Nie... lepiej nie. - mruknął nie chcąc by się wystraszyła, spojrzał na nią stanowczo.
- No dobrze... - westchnęła niechętnie - bylebyś więcej nie cierpiał. Ale nie zrobisz już tego więcej. - bardziej nakazała niż zapytała.
- Jeżeli będzie taka potrzeba...- zaczął ale nie dała mu dokończyć.
- Jeżeli będziesz próbował odsunę się. - odparła
Spojrzał na nią, a potem z powrotem w podłogę.
- Zobaczymy....
Nastała chwila niezręcznej ciszy. Arisa nie umiała sobie wybaczyć tego, że go nie wyleczy. Usiadła obok niego. Chciała jakoś dodać mu otuchy, wesprzeć go, jednak na razie nic nie przychodziło jej do głowy, nic co nie sprawiło by mu bólu.
Po chwili wyjęła list i wepchnęła go Nerisowi w dłoń. Spojrzał znów na nią, potem na list, rozłożył go i przeczytał. Skinął jej głową.
- Mamy kilka dni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz