27.01.2015

34: Stracone

- Nie ma! Po prostu zniknęły! Ktoś je zabrał! - krzyczał wzburzony Minken.
Neris i Kelna zwabieni  krzykami Minkena, krzywili się za każdym razem gdy ten unosił głos wyżej niż...jakikolwiek kanis potrafi. Dakelan niedługo miał się pojawić razem z Sokreninem. Co prawda oboje omawiali pewne sprawy przygotowawcze. Jakoś nie spodziewali się ich szybkiego przybycia. W dodatku Ikira, Arisa, i Ornels pomagali głównemu dowódcy kanisów, w kwestiach wojska, ale również Dakelanowi jak i Sokreninowi.
- Uspokój się Minkenie! - ryknęła Kelna.

Skarcony, spojrzał na nią zdziwiony. Dostrzegła kontem oka jak Neris zasłania ucho. Jednak nie przejęła się tym zbytnio.
- Trzeba pomyśleć na spokojnie. - włączył się do rozmowy Neris – Usiądź Minkenie.
Przywódca kanisów rozejrzał się za krzesłem nerwowo, i usiadł na nim. Wciągnął powoli powietrze i wypuścił. Powtórzył to kilka razy. Niegdyś tą metodę pokazał mu Hanis. Okazała się przydatna dla przywódcy który zawsze musiał mieć trzeźwy umysł. W końcu uspokoił się na tyle by móc rozmawiać.
Neris i Kelna stanęli przed nim.
- Posłuchaj. - zaczął Neris spokojnym tonem – Czy kiedy byłeś w kuchni słyszałeś jakieś hałasy z góry?
Minken zastanowił się przez chwilę, po czym pokręcił głową.
- Nie. - mruknął – Ta trucizna pozbawia mnie...wszystkiego. - ostatnie słowo brzmiało żałośnie.
- Rozumiem.
Neris zmarszczył brwi. Może Arisa coś słyszała? Nie. Przecież by powiedziała. Hm...ciekawe. A może ona to zrobiła? Nie... przecież nie jest taka. 
- A więc. Nie słyszałeś niczego ani ty ani Arisa.
- Ja to nie, nie wiem jak Arisa.
- Powiedz, co konkretnie zniknęło?
Minken ugryzł się w język zanim znów wybuchnął. Czuł się bezradny, nie znosił tego. Odczekał chwilę, a później odpowiedział ledwie panując nad sobą:
- Dokumenty dotyczące liczebności wojsk, ilu zginęło, ilu jest rannych, ile mamy zapasów... Boję się, że mógł jeszcze coś przepisać...
Nagle w Minkenie zawrzała złość, już nie do opanowania. Już wiedział kim jest zdrajca.
- Minken? - zapytała Kelna zaniepokojona.
Przywódca kanisów zerwał się z krzesła, i ruszył na dół. Popatrzeli za nim, nie wiedząc o co chodzi, ale zaraz ruszyli za nim.
Minken otworzył szybkim ruchem drzwi pokoju. Rozejrzał się. Nikogo nie było. Podszedł do okna. Wyjrzał przez nie. Nikogo. Rozejrzał się znów. Był wściekły. Spostrzegł kartkę na biurku. Wziął ją do ręki i przeczytał: Śmierć to nie koniec, śmierć to dopiero początek. 
Podarł kartkę.
- To wszystko ona! Dlaczego byłem taki ślepy?! Sali! Już nie jesteś moją córką!
Minken poczuł jak coś nagle ściska go za serce, niewyobrażalny ból. Próbował kilka chwil jeszcze utrzymać się na nogach, ale nie dał rady. Ból serca rósł. Upadł na podłogę, łapczywie łapiąc powietrze, wypuszczając podarte kawałki kartki z ręki.
Elfy podbiegły do niego.
- Trzeba go wyleczyć z tego w końcu. - Neris.
- Wiem. Ja to zrobię. - odparła dziwnie spokojnym tonem Kelna.
Wyciągnęła sztylet z wysokiego buta, i lekko przecięła skórę na dłoni Minkena. Zacisnęła palce na płytkiej ranie. Skupiła się.
Wniknęła do organizmu Minkena. Obejrzała każdą tkankę, i wszystkie komórki swoja świadomością. Widziała a raczej czuła, że organizm Minkena na dobre przejęła już trucizna. Przedtem wierzyli, że Minken wyjdzie z tego bez pomocy magii, że jego silny organizm da sobie radę bez żadnej niepotrzebnej ingerencji. Sam też nie lubił tego sposobu leczenia. Jednak za długo się wahali. Musi rozprawić się z tą trucizną raz na zawsze, a teraz, nie będzie już to takie proste.
Wspięła się do serca, uważając by nie zakłócić jego pracy. Tam było największe skupisko tej bakterii. Zabiła tam truciznę. Potem wzięła się za inne części ciała. Musiała uważać by trucizna nie przeszła na jej organizm.
Neris obserwował jak przezroczysty płyn wylewa się z niewielkiej rany Minkena. Zapewne to była ta trucizna. Przywódca kanisów uratowany. Chyba Eukedus się tego nie spodziewał. Sądził, że to wystarczy. O nie. Tak łatwo się nie poddamy Eukedusie. Nie licz na to. - pomyślał.
Kelna skończyła. Dyszała cicho. To czego dokonała wymagało od niej dużo energii. Wyszła z organizmu Minkena. Dała radę. Teraz leczony musi jedynie odpocząć i dojść do siebie, co powinno szybko nastąpić. Usiadła na ziemi.
- Kelna musisz odpocząć. - powiedział Neris.
- Wiem wiem... - pokiwała głową – Zanieś go do łóżka, niech odpocznie i się ustabilizuje.
Neris skinął głową. Najpierw oczyścił ranę Minkena, co trwało kilka chwil, zasklepił ją magią, po czym wziął Minkena na ręce a następnie położył na łóżku. Zabrał koc z podłogi, wytrzepał i przykrył  Minkena. Podszedł do Kelny, i kucnął przed.
- A więc Sali. - mruknął ponuro.
Kelna pokiwała głową.
- Sali. Trzeba wszystkich powiadomić, może być jeszcze na terenie lasu.
Przytaknął ruchem głowy, po czym podał Kelnie rękę. Ta nie skorzystała z pomocy, wstała sama. Neris równocześnie z nią. Kiedy tylko okazało się, że to Sali jest zdrajcą też się wściekł, jednak starał się to ukrywać, podobnie jak Kelna. Neris spojrzał na Minkena.
- On może tak zostać sam...? - pomyślał głośno.
- Nie. Lepiej zostań, a ja pobiegnę zawiadomić resztę.
- Nie. Jesteś wykończona. - zaprotestował.
- Ale gdyby coś się tu zdarzyło, nie miałabym siły by bronić Minkena. A więc ty zostaniesz.
Neris niechętnie zgodził się.
- Dobrze, tylko uważaj.
- Nie bój się o mnie. - odparła, po czym dodała rozbawiona wychodząc: - Swoją dziewczynę tez tak niańczysz?
Uśmiechnął się pod nosem rozbawiony. Może tak, może nie. 

***
- A więc Minken jest już martwy. 
- Nie jestem pewna panie. Możliwe, że Kelna i Neris go uratowali.
Eukedus niezadowolony skrzywił się. 
- Wykryli cię? 
- ...n...niestety panie... - wyjąkała.
Eukedus zwęził oczy czuł jak gotuje się w nim złość. 
- Na razie tu zostań, zobaczę co mogę z tobą począć. 
Sali przełknęła ślinkę, i ukłoniła się nisko. 
- Idź już. - odprawił ją Eukedus ledwie nad sobą panując.
Wyszła szybko jeszcze raz się kłaniając.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz