10.12.2014

29: Podróż IV

Hanis tego dnia prawie wcale się nie odzywał. Wiedział, że na wojnie, są ofiary, przecież nie jedną już przeżył. Ale i tak nie potrafił się pogodzić ze śmiercią swojej klaczy. Wychował ją od źrebaka, była dla niego jak rodzina.
Na szczęście Kanisi przyjęli ich bez wahania i zapewnili opiekę medyczną. Hanis starał się wyleczyć sam, ale i tak nie obeszło się bez szycia. Ikira przeszła bardziej skomplikowane operacje. Kilka dni później musieli już ruszać w drogę.
O posłańcu kanisów dowiedzieli się dopiero, gdy już wszystko mieli przygotowane. Mimo tego natychmiast udali się do dowódcy tego lasu. Kiedy weszli wcześniej zaproszeni przez dowódcę, Hanis zmarszczył brwi na widok uśmiechniętej twarzy Sali.
- Witaj Hanisie. - powiedziała radośnie.

Skinął głową dowódcy na przywitanie, i zwrócił się do Sali:
- Witaj. To ty jesteś tym posłańcem? - zapytał a raczej stwierdził nie podzielając jej humoru.
- Tak. - odpowiedziała żywo.
- Dlaczego przysłali posłańca? - zapytał marszcząc brwi, nie podobało mu się to, coś tu nie tak.
-  Eukedus zaczął atakować las. - streściła smutniejąc.
Skrzywił się. Wiedział, że to się stanie prędzej czy później. W czasie gdy najbardziej go potrzebują, jego nie ma. Skarcił się w myślach. Przecież ma do wykonania zadanie. A oni poradzą sobie i bez niego... prawda?
- Przybyłam by prosić dowódcę Średniego lasu o wsparcie. - bąknęła.
- Domyślam się. Zapewne przyda im się wsparcie.
Nagle coś mu przyszło do głowy.
- Czy nie moglibyście zabrać ze sobą Ikiry? - zapytał spoglądając ukradkiem na elfkę
- Hm... - odezwał się dowódca w zamyśleniu - Czemu nie. Przyda się każdy.
- Ikiro? - zapytał spokojnie Hanis, spoglądając na nią.
- Chętnie się z nimi zabiorę. W końcu to Najmniejszy las był celem mojej podróży. - odparła z nikłym uśmiechem.
- Więc załatwione.
Spojrzał na dowódcę.
- Kiedy wyruszacie? - zapytał
- Dzisiejszej nocy. - odpowiedział.
- A więc... powodzenia i szczęścia w walce. - rzekł poważnie.
- Dziękuję. Tobie też Hanise.
Skinął głową i wycofał się.
- Do zobaczenia. - powiedział z ledwie wyczuwalną nutką nadziei w głosie, po czym wyszedł.
- Do zobaczenia Hanisie. - szepnęła zmartwiona Ikira za nim.

Podczas gdy Hanis przytwierdzał ostatnią rzecz do juków konia, darowanego mu przez kanisów, słońce chyliło się już ku zachodowi. Ubolewał nad tym ile czasu przesiedział u kanisów. No ale cóż, gdyby był ranny nic by nie osiągnął.
Wsiadł lekko na siodło. Westchnął ciężko. Jeszcze długa droga przed nim. Miał nadzieję, że kolejnego konia mu nie zabiją. Spiął lekko wierzchowca piętami, a ten ruszył na skraj lasu.
Drzewa powodowały, że w lesie było całkowicie ciemno. Na ulicach jeszcze panował zmierzch. Miasto zasypiało bardzo powoli. Hanis chwycił mocniej wodze. Tego konia już nie mógł stracić. Pogłaskał wierzchowca po grzywie. Uśmiechnął się w duchu. Takiej samej maści była jego klacz. Gniada. Czuł chód tego konia, był inny, rytm jego kroków też inny. Na początku nie mógł tego znieść, ogarniała go tęsknota, ale potem – przyzwyczaił się. Spojrzał znów na słońce. Kryło się już prawie całkiem za horyzontem. Jeszcze chwilę.
Nie minęło kilka minut jak zapanowała ciemność. Hanis wyjechał z lasu. Spiął konia do nieco szybszego biegu. Ten przyspieszył do kłusa. Jak na razie droga była z ziemi, była to biedniejsza część miasta. Przemieszczał się bocznymi uliczkami, którymi nie każdy odważył się chodzić. Przyspieszał powoli. Kierował się do dużego miasta Kelech.
Koń niespodziewanie przyspieszył. Hanis zmarszczył brwi zaniepokojony. Czyżby coś było  nie tak? Rozejrzał się. Zauważył w mniejszych, ciemnych uliczkach czyjeś sylwetki, jednak zbytnio się tym nie przejął. Byli to złodzieje, zabójcy, gwałciciele i inni, ale wątpił by chciało się im zatrzymywać rozpędzonego konia, a na nim mężczyznę w czarnym płaszczu, którego możliwe, że nie rozpoznali, ale zapewne widzieli, iż jest uzbrojony. Nie miał więc większej potrzeby się tym martwić. Za to tym, że w zakręcie pojawiło się światło niewątpliwie należące do strażników, powinien się martwić jak najbardziej. Wjechał w przyciemnioną uliczkę, przedtem sprawdzając czy na pewno nikogo tam nie ma. Zresztą i tak zmysł żywiołów by mu o tym powiedział. Czekał, nie ruszając się. Straże na szczęście przeszły dalej, nie rozglądając się zbytnio. Hanis gdy przestał słyszeć ich kroki, spiął konia i wyjechał z zaułka. Rozejrzał się. Nikogo.
Nagle poczuł jak powietrze tnie coś ostrego, lecącego prosto na niego. Strzała. Zrobił szybki unik i odwrócił głowę by spojrzeć na napastnika. Ten stał pewny siebie, a za nim około dziesięciu mężczyzn, trzymających palące się pochodnie. Hanis zwęził oczy próbując dostrzec każdy szczegół. Chcą mnie okraść czy zabić? Może i to i to. Jeden mężczyzna wystąpił. Był dość pokaźniej postury, dobrze umięśniony, wysoki, biła od niego pewność siebie. Hanis wbił w niego spojrzenie fioletowych oczu. Uniósł brew, zapominając, że mężczyzna nie zobaczy tego przez cień kaptura.
- Oddaj co masz a nic ci się nie stanie. - rzekł człowiek władczym tonem.
Spojrzał po mężczyznach. Ci wyciągnęli już swoją broń w postaci noży, sztyletów, jednemu trafił się miecz, a dwom innym kusza.
- To nie najlepszy pomysł. - mruknął spokojnie Hanis spoglądając z powrotem na ich przywódcę
Mężczyzna prychnął rozbawiony.
- Ty jesteś sam. Nas jest jedenastu.
- Naprawdę. Nie radzę. - nie zdradzał żadnych uczuć.
Usłyszał znajomy brzdęk. Następnie poczuł jak przez powietrze mknie kolejna strzała. Zatrzymał ją powietrzem, a ta spadła na ziemię. Mężczyźni cofnęli się zdezorientowani, i popatrzeli po sobie.
- Panie. -  ukłonił się ich przywódca – Racz nam wybaczyć. Nie wiedzieliśmy, że jesteś magiem.
Hanis uśmiechnął się rozbawiony. Jeżeli chcą myśleć, że jestem magiem, to niech tak zostanie.
- Czy mogę zadać ci pytanie panie? - zapytał przywódca cały czas chyląc głowę.
- No dobrze. - odparł udając zniecierpliwieniem.
Widział pewność siebie na twarzy przywódcy. Zorientował się, że ta rozmowa nie będzie lekka.
- Co robi samotny mag w nocy, jadąc gdzieś śpiesznie na koniu, w dodatku ukrywając się przed strażą? - zapytał przywódca uśmiechając się chytrze.
Cholera. Nic temu człowiekowi nie umknie. Chociaż dziwne, że nie boi się pytać tak bezpośrednio o coś maga. Mógłby powiedzieć, że to nie jego sprawa. Ale miał przeczucie, że ten człowiek może na niego donieść. Za to jeżeli się ujawni, to mężczyzna kierowany chciwością też może go wydać Eukedusowi.
Właściwie to nie wiedział czy tamten szpieg króla jeszcze go śledzi, więc na jedno by wyszło. Może też zdobyć zaufanie, albo nawet pomoc. Musi być ostrożny. Skrzywił się, co nie umknęło uwadze przywódcy.
- Jesteś zbiegiem, co nie? - zapytał mężczyzna nie pozbywając się uśmieszku.
- Można i tak to nazwać. - mruknął bez uczuciowo, po czym wpadł na pomysł jak szybko spławić grupę – Wybacz, ale śpieszy mi się, i nie mam czasu na rozmowy.
Już miał spiąć konia, kiedy przywódca rzucił propozycję:
- Możemy ci pomóc. Uciekasz przed kimś, tak? Za przysługę, możemy zaprowadzić cię przez tunele, prowadzące do końca miasta Kelech. Za usterki i śmierć nie odpowiadamy. - uśmiechnął się.
Kusząca oferta. - pomyślał Hanis. - O swoje bezpieczeństwo potrafię sam zadbać. Coś to wszystko za proste. Chociaż...może mi się to przydać. A może nawet pomogą nam w wojnie? 
- Dobrze, ale jest pewien haczyk. - odezwał się w końcu elf.
Przywódca zmarszczył brwi.
- Jaki panie? - zapytał.
- Taki, że nie jestem magiem. - odparł nieco rozbawiony w duchu.
Jeszcze nie zsiadał z konia, na wszelki wypadek.
- Więc kim... - mężczyzna urwał, widząc jak elf zrzuca kaptur i pokazuje swą oświetlona jedynie pochodniami charakterystyczną twarz.
- Czarny Łucznik... - zawrzało wśród grupy.
Trzeba przyznać, że Hanis nieco zdziwił się słysząc tę nazwę, już tak dawno nikt jej nie używał z ludzi. Pomimo tego skinął tylko spokojnie głową.
- Czy oferta nadal jest aktualna? - zapytał zmuszając się do przyjaznego uśmiechu.
- Tak. - odpowiedział szybko dowódca. - Jak najbardziej.
Hanis zsunął się z siodła i stanął lekko na ziemi.
- Więc prowadź.

***


- Hanis był teraz w Średnim lesie. Kanisi dali mu nowego konia. Przygotowują się też do przeniesienia swoich oddziałów.
Eukedus skinął powoli głową przetrawiając informację. 
- Cóż. Niech robią co chcą, i tak mam nad nimi przewagę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz