Czarny płaszcz choć była w nim wyszkolona, za bardzo by ją wyróżniał spośród tłumu. Musiała go zostawić i skorzystać ze zwykłej koszuli z kapturem. Pozostaje jeszcze kwestia broni, strzały oznaczone, łuk charakterystycznie wykonany. Zaklęła w myślach. No ale w końcu jak strzeli to i tak ją zauważą. Miała już przemyślany plan działania. Potrzebny jej był jedynie koń...Ares.
Jako pierwszy jak zawsze obudził się Hanis. Arisa zaklęła w myślach. Udawała że śpi. Hanis wstał i poszedł cicho do pokoju naprzeciwko, do którego przejście było osłonięte zasłoną. Nie zasłonił z powrotem pokoju. Elfka skrzywiła się, ale to nic, da radę.
Arisa wstała cicho. Założyła kołczan oraz łuk. Włożyła sztylet do buta i przypięła pochwę miecza do pasa. Przed zaśnięciem schowała sobie to wszystko pod kocem obok siebie. Uczepiła się drabiny i wdrapała do klapy. Złapała już za zamek, by otworzyć klapę.
- Arisa. - usłyszała obok przepełniony naganą głos Hanisa.
Spojrzała na niego. Stał jakieś dwa kroki od niej. Po raz pierwszy znienawidziła bezszelestne chodzenie.
- Schodź na dół i to w tej chwili. - rozkazał - Dobrze wiesz, że to co chcesz zrobić jest zbyt ryzykowne.
- Dobrze wiesz, że muszę to zrobić. - odparła zimno.
- Już, schodź. - warknął
- Nie jesteś moim władcą. - mruknęła zwężając ooczy, choć wiedziała, że to zrani Hanisa
Ten zawahał się na chwilę, ale zaraz ukrył urazę pod bezuczuciową maską. Ochłonął nieco i ciągnął:
- Masz rację, nie jestem. - odparł już opanowany - Ale i tak nie możesz się narażać. Złaź na dół bo zaczniemy cię pilnować co i jak robisz.
Warknęła coś pod nosem, ale zaszła. Usiadła na kocach sztywno. Nie zdjęła broni.
- Odłóż broń. - nakazał.
Zrobiła to. Usiadł na łóżku naprzeciwko niej i zajął się czytaniem.
Myślała tylko jak go zmylić by się wydostać. Denerwowała ają ta sytuacja. Przecież chce ratować jednego z nich. Jak mogą jej tego zabronić?
Rozwiązanie przyszło samo. Sali weszła jak zwykle uśmiechnięta od ucha do ucha do pokoju. Spojrzała na dwójkę elfów. Zatrzymała wzrok na Hanisie.
- Mój ojciec cię woła. Mówi, że to pilne – zwróciła się do elfa.
Ten spojrzał na nią marszcząc brwi.
- No dobrze.
Spojrzał na Arisę.
- Ale mam cię na oku.
Wyszli oboje z ziemianki. Arisa przez chwilę patrzała na wyjście, potem jej wzrok przykuł czarny płaszcz Hanisa leżący na łóżku. Uśmiechnęła się do siebie, zabrała broń i wspięła się jeszcze raz. Otworzyła zamek, potem klapę, wyszła szybko i cicho. Pobiegła przez las do miasta.
***
Wytarganie za koszulę, byle tylko po to by zawiązać ręce za plecami, nie było najgorsze co go dotychczas spotkało w tym wiezieniu. Przeprawa przez pustynię Haracką nie była lepsza. O dziwo Senanie nie atakowali. Możliwe, że rozpoznali magów i nie chcieli tracić ludzi. W sumie to było rozsądne z ich strony.
Neris powoli zaczął się godzić ze śmiercią. W końcu gdyby chcieli go uratować, mogli by to przypłacić życiem. To zbyt niebezpieczne. Ale jedno go dręczyło najbardziej. Nigdy nie powiedział Arisie co do niej czuje, nigdy już nie zdąży posmakować jej ust, nigdy już jej nie dotknie...
Potrząsnął głową. W celi był sam. Było tu wilgotno, zimno i ciemno. Siedział na kawałku deski która miała imitować łóżko. Wpatrywał się w jeden punkt szary. Co więcej mu pozostało?
Nagle drzwi lochu otworzyły się. Eukedus, z eskortą kilku magów. To już...? - pomyślał Neris. Eukdus podszedł do niego z szyderczym uśmieszkiem. Kucnął przed nim. Neris utkwił w nim zabójcze spojrzenie. Król zaśmiał się.
- I co mi zrobisz, co? - prychnął Eukedus – Niedługo spotkasz się oko w oko ze śmiercią.
- Uważaj człowieku, bo niedługo tron nie będzie już należał do ciebie. - syknął elf.
- Doprawdy? - znów prychnął po czym uśmiechnął się chytrze - A wiesz...jeżeli nawiązać do tej twojej ukochanej...
Neris pomimo wszystko zachował spokój choć gotowała się w nim desperacka złość.
- Nie jest moją ukochaną. - odparł zdecydowanie.
- Tak, tak mów sobie co chcesz spiczasto uchy. - przybrał wyraz rozmarzenia - Hm...nawet nie wiesz jakie jej usta są słodkie, a skóra taka gładka i delikatna... - mówił z łobuzerskim uśmieszkiem.
Neris zwęził oczy.
- Więcej jej już nie dotkniesz. - warknął elf.
- Nie bądź taki pewny spiczasto uchy. Gdy przegracie, przywłaszczę sobie ją...już nie ucieknie. - uśmiechnął się szyderczo – Będzie niewiele więcej warta niż przeciętna niewolnica ale będzie ostatnia z waszego gatunku. Ciekawy scenariusz zgodzisz się? Sam go wymyśliłem. - uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Naris powstrzymał się od splunięcia mu w twarz.
- Do zobaczenia na egzekucji. - powiedział Król wstając.
Odwrócił się i skierował w kierunku drzwi razem z eskortą. Neris prychnął patrząc na magów.
- Aż tak się mnie boisz Eukedusie, że musisz mieć eskortę?
Władca spojrzał na niego przez ramię.
- Nie jestem głupi elfiku. Ty jesteś dla mnie niczym, żałosnym śmieciem w rynsztoku. - warknął.
- Więc dlaczego masz ze sobą eskortę, skoro nie jestem nic wart? Boisz się mnie? - zapytał kpiąco.
- Wiesz...ściągasz tylko na swoja ukochaną cierpienie przez takie dogadywanie. - odparł Eukedus coraz bardziej zirytowany i wściekły – A ciebie już nikt i nic nie uratuje.
Neris zamilkł. Cóż, przynajmniej nie będzie już żył, kiedy Eukedus będzie robił z nią co zechce. Chociaż chciałby być przy niej... Nie głupi! Przecież nasi wygrają! Ale on już tego nie dożyje.
- Egzekucja za dwie godziny, radze się przygotować. - syknął Eukedus i wyszedł a za nim eskorta.
***
Dostanie się na plac królewski nie było trudne. Mogła nawet spokojnie zostawić Aresa w stajni. Przybyło nie mało osób by zobaczyć tą egzekucję. W końcu przecież nikt przedtem nie wierzył, że elfy jeszcze istnieją i chciał zobaczyć dowód. Strażnicy uspokajali przybyłych. Na końcu placu widniał drewniany podest dla czterech osób, sznury powieszone na belce u góry. W podeście były wycięte dziury, teraz zamknięte. Wystarczyło, że kat pociągnie za jeden sznurek a wszystkie się otworzą. Skrzywiła się. Nieprzyjemna wizja.
Drzwi prowadzące do lochów otworzyły się nagle. Z nich wyszli strażnicy, torując sobie drogę wśród tłumu. Prowadzili skazańców, do kata. Arisa spojrzała w górę na zamek. Król Eukedys obserwował wszystko ze swojego balkonu, obok niego stało kilku najważniejszych osobistości, uśmiechał się szyderczo a jej zrobiło się niedobrze. Spojrzała na mury. Pomiędzy blankami, dało się zobaczyć uzbrojonych strażników. Odetchnęła cicho. To nie będzie proste.
Przepchnęła się bardziej na przód tłumu żeby mieć lepszy dostęp do Nerisa. Jednak zbytnio to się nie udało. Było zbyt tłoczno, ludzie jeszcze się przepychali. Trudno i tak będzie miała stąd dobry wystrzał, chyba że ktoś jej przeszkodzi.
***
Po raz kolejny popchnięty, tym razem do liny. Kolejne przekleństwa, po raz kolejny opluty. Przyzwyczaił się. Spojrzał na zebranych spokojnie. Jeżeli już miał odejść to z honorem.
Poczuł szorstki materiał liny na szyi. Westchnął cicho. Nie sądziłem, że tak będzie wyglądać moja śmierć. Na pewno spalą potem moje ciało albo nabiją gdzieś głowę jako trofeum. - pomyślał mimowolnie. Kat zacisnął węzeł liny i poklepał go po ramieniu. Spojrzał mimowolnie za ubranym na czarno mężczyzną. Ten nie wyrażał żadnych uczuć, nic dzięki czemu mógłby odgadnąć o co mu chodziło.
Neris spojrzał na resztę skazańców. Zatrzymał wzrok na Torinie. Szczerze współczuł temu człowiekowi. Chociaż Torin sam powiedział, że woli śmierć niż życie. Odwrócił wzrok. Popatrzał po tłumie. Wszyscy wyglądali tak samo. Kolory się mieszały, nic nie miało większego znaczenia. Niedługo zaprzyjaźni się ze śmiercią i nic już nie będzie go obchodzić. Zatrzymał nagle wzrok się na jednej osobie. Łuk miała założony na plecach, tak samo jak kołczan. Twarz zakrytą kapturem. Zmarszczył brwi. To nie możliwe. Mam zwidy. Po prostu o tym nie myśl.
Usłyszał jak kat jeszcze wykrzykuje ich imiona i nazwiska. Neris oddychał nerwowo. Przez głowę przeszedł mu obraz uśmiechniętej twarzy Arisy. Gdybyś ją wtedy nie namówił na polowanie, nic by się nie stało. Zebralibyśmy odpowiednią ilość wojsk w nieświadomości króla.. Arisa nie byłaby nigdy dotknięta przez Eukedusa. A ja bym żył...
Usłyszał jak kat stęknął cicho pod ciężkością liny. Poczuł jak podłoże ucieka mu spod stup, jak pętla mocniej zaciska się na szyi, a lina napręża. Przez kręgosłup przeszedł niewiarygodny ból. Nogi machały w powietrzu bezwładne. Chciał załapać powietrze w płuca, ale nie potrafił. Lina zaciskała się mocniej z każdym szarpnięciem. Na krótką chwilę jeszcze odnalazła się w nim wola życia, próbował oddychać, zahaczyć o coś nogą, jednak nic to nie dało.
Otworzył po raz ostatni oczy. Zobaczył jak coś ciemnego leci jego stronę. To nie był ptak, coś bardziej wąskiego i szpicowatego.
Nagle lina puściła. Nagle poczuł grunt pod nogami, przez co zachwiał się i upadł na kolana. Zaczął chciwie łapać powietrze. Czół jak głowa pulsuje mu bólem. Rozejrzał się szybko. Poczuł, jak ktoś go chwyta za rękę i ciągnie. Wspiął się na niedotlenione nogi i pobiegł za osobą.
Widział grad pocisków magicznych oraz strzał ciskanych w nich. Wszystko docierało do niego jeszcze jakby za mgłą. Osoba biegła bardzo szybko nie dając mu szansy na przetrawienie informacji. Spojrzał na nią. Kołczan, łuk na plecach. Charakterystyczne. Nie potrafił uwierzyć.
Magowie i strzelający musieli uważać by nie zranić ludzi którzy robił miejsce uciekinierom tym samym niestety ich odsłaniając. Poczuł nagłą falę gorąca za sobą. Mgła jeszcze niedawno spowijająca jego umysł zniknęła. Zareagował natychmiast. Rzucił się na osobę, obalając ich oboje na ziemię. Nad głowami przeleciała im kula ognia lekko przypalając im włosy. Elfka natychmiast wstała i pociągnęła Nerisa za sobą. Skojarzył wszystkie fakty. Dotarło do niego, że to Arisa.
Dobiegli do bramy. Drogę zagrodzili im strażnicy. Elfka powstrzymała go ręką przed nadzianiem się na włócznie. Może jednak jeszcze nie wyszedł całkowicie z tej mgły.
Słyszał jej ciężki oddech. Zrozumiał, że poświęciła dla niego życie. Zapłonęła w nim wola walki. Zrobił krok w stronę strażników kiedy niespodziewanie dwóch z nich poleciało do przodu. Uchylił się szybko by nie przyłączyć się do nich. Spojrzał przed siebie. Ares. Dzielny koń kopnął kolejnych dwóch strażników i spojrzał na Nerisa nagląco.
Elf chwycił jego wodze i wskoczył na siodło, pociągnął za sobą Arisę. Ares ruszył natychmiast. Elfka usadowiła się przed elfem. Nagle Neris poczuł coś dziwnego. Jakby go rozrywało coś od środka. Potem, że jego ubranie jest coraz bardziej mokre. Spojrzał w dół. Strzała trafiła go między żebra. Nagle stracił siły. Przytomność odeszła.
***
Ares szybko przeszedł do galopu by jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem strzał. Arisa wzniosła wokół nich kopułę wody która działała jak tarcza. Ares nieustannie starał się przyspieszyć. Elfka spojrzała na osuwającego się z siodła Nerisa. Zaklęła najpaskudniej jak umiała i przerzuciła elfa przez siodło przed sobą. Puściła wodze i przywiązała Nerisa prowizorycznie. Złamała strzałę i chwyciła wodze z powrotem. Na razie tyle mogła zrobić.
Ales wykazał się niemałą wytrzymałością. Długo musiał biec cwałem. Arisa bała się, że koń za chwile padnie z wycieńczenia.
Kiedy na horyzoncie ujrzała las, zmarszczyła brwi zdenerwowana. Musiała opuścić barierę z wody Przed wejściem do lasu rozciągał się dwuszereg uzbrojonych ludzi, również trzech magów. Spojrzała w górę. Kanisi nie tracili chwili zamieszania i skakali na niemagicznych ludzi. Skakali dwójkami albo trójkami na jednego. Żołnierze lądowali na ziemi gryzieni, drapani i w końcu zabijani. Krzyczeli. Magowie rozglądali zdezorientowani. Trzeba wykorzystać efekt zaskoczenia, tu i teraz. Koń stanął dęba, gdy dotarł do magów. Arisa zaatakowała jednego, ten najwyraźniej się tego nie spodziewał bo spojrzał na nią zaskoczony. Uderzyła nim o ziemię mocnym strumieniem powietrza i pogrzebała żywcem wciskając go głęboko w ziemię. Następny mag już zauważył zagrożenie. Podniósł barierę ochronną. Arisa sprawiła, że uniósł się o wysokość starego drzewa w górę na skalnej półce. Następnie osoba zabrała półkę i mag zaczął spadać. Krzyknął głucho i spróbował na szybko sklecić jakieś zaklęcie, jednak było już za późno. Tego upadku na pewno nie przeżyła jego bariera, ani on sam.
Został jeden mag. Rozpoczął atak. Ciskał ogniem na różne strony za każdym razem trafiając w elfy. Arisa robiła uniki lub broniła się wodą. Siły jej i Aresa były już na wyczerpaniu, nie wspominając o Nerisie który dalej trwał w błogiej nieświadomości. Elfka ani myślała zsiadać z konia. Na nim była bezpieczniejsza.
Jeden cios okazał się zbyt silny. Mag miał jeszcze dużo zapasu energii, ona prawie wcale. Spadła z Aresa. Dyszała. Za mało energii by się podnieść. Za mało energii by walczyć. Usłyszała tylko kroki. Nie udało się - pomyślała - Hanis, miałeś rację... wybacz mi...
Usłyszała krótki krzyk i ciszę. Spokojną niczym niezmąconą ciszę. Nagle ktoś podniósł ją za kołnierz. Nie za gwałtownie, nie za słabo. Otworzyła ociężałe oczy. Zobaczyła przed sobą zimną twarz Hanisa. Potem nastała ciemność.
***
- Głupcy! Pozwoliliście im uciec! - Eukedus był wściekły.
Kilku najważniejszych magów, dowódca straży oraz kuszników klęczeli przed nim, wysłuchując nagany od króla, trwającej już ponad pół godziny.
- Mieliście ich złapać! To aż tak trudne! - krzyknął.
- Panie... jeździec zmylił wszystkich na terenie zamku. Kanisi zaatakowali pod lasem, a jeździec wybił naszych magów. Gdyby był jeszcze jeden mag, jeździec nie dałby rady i padłby...
- Wiem co się tam wydarzyło! Nie daliście rady jednemu, głupiemu szpiczasto uchemu! A teraz znikajcie mi z oczu! I mam nadzieję że podczas bitwy mnie nie zawiedziecie! Bo nie powstrzymam się od kar!
Magowie i dowódcy wstali, ukłonili się nisko, po czym wyszli. Eukedus z ciężkim westchnieniem usiadł na swoim tronie. Był wściekły jak nigdy. Nie rozumiał niekompetencji swoich ludzi.
- Głupcy. - prychnął przez zaciśnięte zęby.
Ktoś odchrząknął przed nim. Spojrzał. Uśmiechnął się chytrze na widok swojego szpiega. Przyszedł w porę.
- Wasza wysokość... - zaczął szpieg niepewnie.
- Dobrze, że jesteś. Jesteś jedyną osobą która jeszcze nie doprowadziła mnie do furii.
Szpieg skinął głową w geście podziękowania.
- Wszystko pięknie ładnie. Nie sądziłem, iż będzie z ciebie taki pożytek. Szkoda jedynie, że nie udało mi się ich pojmać.
- Panie...
- Słucham.
- Mam strzałę tej elfki. Co mam z nią zrobić?
- Hm...nie wiem czy nam się przyda. Chociaż... dopilnuj by jeden z elfów, zginął właśnie z tej strzały. To będzie coś. Pokonany własną bronią. - uśmiechnął się chytrze. Bardzo podobał mu się ten pomysł.
Szpieg skinął głową na znak uznania.
- Mam jeszcze jedno istotne pytanie panie.
- Mów zatem. - ponaglił
- Kiedy zamierzasz sprowadzić wojska z Relley, Detry i Fedn?
- Niedługo. Jeszcze dam im czas, niech najpierw smoki zjedzą Hanisa. Będzie o jedną zarazę mniej. Tymczasem donoś mi o wszystkim co się tam dzieje.
- Tak jest panie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz