3.12.2013

Rozdział 6

Nareszcie w domu. Średniowiecze i Rent są już za mną. Kolejna misja wypełniona. W dodatku stworzyciel mnie dobrodusznie nie wyłączył ponieważ mam jeszcze jedną misję przed sobą. Więc muszę ćwiczyć. 
Gdzie jestem teraz? Leżę na swoim łóżku w pokoju na trzecim piętrze. Opiszę ci go:
Poczynając od drzwi są białe i można je otworzyć tylko moimi liniami papilarnymi na małym czytniku. Ściany pokoju są jasno szare. Na końcu pokoju całą ścianę zajmuje okno panoramiczne. Z prawej strony są drzwi do łazienki (także białe), potem szafa (w której mieszczą się ubrania i broń), a zaraz przy niej łóżko na którym teraz leżę. Z lewej strony mam biurko z jasnego drewna (jest na nim wszystko). Nad biurkiem rozciąga się wielka tablica korkowa z różnymi zdjęciami osób i dokumentami. Na biurku spoczywa niewielki laptop, masa notatek i innych papierzysk. Mam też stół na którym eksperymentuję z truciznami. Dalej znajduje się zawieszony na ścianie telewizor. Są jeszcze trzy półki na książki (całe zapełnione) nad łóżkiem. Chociaż nie rozumiem uczuć w książkach i filmach...to jednak mam też w tym swój cel, wiem jak reagować na to czy na tamto, stale się w tym ćwiczę. W końcu nie czuję więc muszę jakoś udawać. 

Za niedługo idę na szkolenie w starożytności. Ale jak na razie odpoczywam i zbieram myśli. 
Zapomniałam ci powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy. W czasach do których się przenoszę pewnie zauważyłeś, że żyją krasnoludy, elfy i inne istoty. W moich czasach czyli w XXIII wieku żadnych innych ras prócz ludzkiej nie ma. Dlaczego? 
Rasa ludzka jako jedna z najliczniejszych ras i najbardziej zaborczych, opracowała liczne rodzaje broni. Potrafiła wypuścić gaz w powietrze by zatruć między innymi smoki. Wystawiać miny tam gdzie stąpały inne rasy, nawet kosztem środowiska. Czasem cieszę się, że nie jestem jednym z ludzi...są okrutni, bezduszni...chociaż ja jako zabójca też... ale podobno zabijam dla dobrej sprawy.  
Wstałam. Wciąż mam na sobie ubranie średniowieczne. Muszę je w końcu ściągnąć, jest ciężkie. Zdjęłam kamizelkę uważając by żadne ostrze nie wypadło. Jednego i tak brakowało. Usłyszałam brzęk szkła. Spojrzałam w dół. A no tak przecież schowałam fiolkę do kieszeni.
Położyłam kamizelkę na łóżku i podniosłam fiolkę. Włożyłam ją ostrożnie do stojaka na białym metalowym stole do eksperymentów. Wzięłam kamizelkę i podeszłam do szafy. Zdjęłam wieszak i położyłam go na łóżku. Zdjęłam tunikę i powiesiłam na wieszaku, potem kamizelkę. Wyjęłam ostrza i włożyłam na specjalne miejsce na broń w szafie. Teraz spodnie również powiesiłam, a buty położyłam na dnie szafy wyjmując sztylet. Pójdę się wykąpać. Muszę rozluźnić spięte mięśnie. 
Za chwilę wyszłam już spod prysznica. Wytarłam się i założyłam codzienne ubranie. Czyli czarny golf i ciemne, elastyczne, niby przylegające niby nie spodnie. Oczywiście nie pomijając bielizny. Podeszłam do małego lustra wiszącego nad umywalką. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Zobaczyłam na twarzy małe kable wyglądające jak żyły. Co prawda żyły również tam były ale kabli więcej i do wszystkiego podłączone. Więc moja twarz w jasnym świetle wyglądała nieco przerażająco. Ale pod cieniem kaptura niczego nie widać. 
Odkręciłam wodę w kranie i przemyłam twarz. Nie wiem dlaczego. Jestem jakaś zmęczona a muszę się przygotować w końcu na trening. Dość ciężki trening. Stworzyciel jest na mnie zły więc na pewno trening będzie ciężki. Spojrzałam jeszcze raz w lustro biorąc ręcznik. Zobaczyłam coś kontem oka. Spojrzałam w tamtą stronę przez lustro. Kruk. Siedział na parapecie okna. Powoli odwróciłam się w tamtą stronę. Kruk siedział tam nadal i patrzał na mnie. Wyprostowałam się. Kruk to oznaka czyjejś śmierci, tak mi mówił stworzyciel. Ale dlaczego pojawił się teraz i to tak blisko? Położyłam ręcznik na umywalce i podeszłam do kruka wyciągając do niego rękę. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi pokoju. Spojrzałam tam instynktownie, ale zaraz z powrotem na kruka. Zniknął. Coś jednak przykuło moją uwagę. Zobaczyłam wydrapane na parapecie liczby: XVII I Siedemnasty wiek, miesiąc styczeń. Nowożytność. Ale dlaczego? Przejechałam po nich palcami zostawiając mokre ślady. Może wtedy ktoś ma zginąć? 
Po raz drugi usłyszałam pukanie, już bardziej nerwowe. Odwróciłam się stronę drzwi. Wytarłam szybko dłonie o spodnie i wyszłam z łazienki. Otworzyłam drzwi pokoju szybko. Zobaczyłam przed nimi stworzyciela.
- Gotowa? - zapytał, nie zdradzając emocji. 
Pokręciłam głową. 
- Zaraz przygotuję broń i przebranie. Daj mi pięć minut stworzycielu. 
Pokiwał głową. Westchnął ciężko znużony.  
- Dobrze. Będę czekał przed pokojem. 
Wyszedł zamykając drzwi. Podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej męską białą togę, skórzany pas, dwie niebieskie chusty, oraz pół sandały zrobione z cienkiej skóry (były bardzo wygodne, w normalnych sandałach bym daleko nie zaszła). Ubrałam się w te rzeczy. Schowałam skórzany pas na broń pod niebieską chustą, a drugą zawiązałam na głowie.  
Następnie wyjęłam z szafy krótki miecz w pochwie, przypięłam do pasa, wzięłam też długi łuk i strzały w kołczanie. Założyłam na ręce ochraniacze przed cięciwą. Pochwy noży przytwierdziłam do pasa. 
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Wyszłam. Na zewnątrz czekał zniecierpliwiony stworzyciel. Skinęłam mu głową i ruszył w stronę windy. Ja za nim. Zamówił windę przyciskiem. Spojrzałam na stworzyciela stojąc za nim. Nienawidzę go zawodzić. Tym razem nie podporządkowałam się mu. Chociaż trochę boli mnie to iż nie potrafi zrozumieć, że nie mogłam wtedy przybyć. Eh...muszę znów przyjąć lek. 
- Stworzycielu? 
Spojrzał na mnie przez ramię. 
- Słucham? 
- Potrzebuję leku. - odpowiedziałam po prostu. 
Spojrzał na mnie odwracając się przodem.  
- Dostaniesz. Po treningu. - odparł chłodno. 
Nie był w najlepszym humorze i nie świadczył tylko o tym jego wyraz twarzy. W tym samym czasie otworzyła się winda. Wyszło z niej trzech naukowców czymś zaintrygowani. Przeszli obok nawet nas nie zauważając. Stworzyciel i ja weszliśmy do windy. Metalowe drzwi zamknęły się. Wybrał parter. Powoli skrzynia ruszyła w dół. 
Winda otworzyła się a my wyszliśmy. Uderzyły mnie zapachy chemikaliów i spalenizny stale tu zamieszkujące. Ruszyliśmy białym korytarzem do równie nieskazitelnie białych, metalowych drzwi. Pchnął je i wyszliśmy na zewnątrz. Skierowaliśmy się na plac treningowy. Było tu mnóstwo celów, manekinów różnego typu, drążków i innych.
- Co dzisiaj stworzycielu? - zapytałam.
Spojrzał na mnie i zastanowił się chwilę zanim odpowiedział: 
- Hm...najpierw poćwiczysz z bronią, potem na torze przeszkód, a potem symulacja. 
Skinęłam głową. Popatrzałam po wszystkich manekinach i celach. Podeszłam do miejsca z którego mam strzelać. Tarcza była mała. Rok za rokiem naukowcy zmniejszali jej obwód, by ćwiczyć moją celność. Nieustannie się uczę.
Zdjęłam łuk z pleców. Wyjęłam strzałę z kołczanu i ułożyłam na cięciwie, naciągnęłam, wycelowałam, wzięłam poprawkę pod wiatr i puściłam. Patrzałam za strzałą. Trafiła w cel. Dobra a teraz bez przyglądania się. 
Zaczęłam się cofać próbując wyczuć coś specjalnego pod stopami. Z miękkimi podeszwami ze skóry nie było to trudne. Jest. Małe drewniane coś wystające z ziemi. Było dość płaskie, więc niewyczuwalne przy grubych podeszwach. Nacisnęłam na to stopą i cofałam się dalej. 
Mały mechanizm aczkolwiek przydatny. W małych odstępach czasowych unosi tarcze w kształcie człowieka z ziemi. Są w różnych odległościach i rozmiarach. Cykl która pokaże się najpierw nigdy się jeszcze nie powtórzył od początku mojego szkolenia. Wyjęłam strzałę z kołczanu i założyłam ją na cięciwę.  
Pierwsza tarcza. W odległości około 20 metrów. Wycelowałam napinając cięciwę i robiąc poprawki. Puściłam. Strzała pomknęła do celu. Wszystko trwało około 3 sekundy. Kolejna tarcza. Na oko 50 metrów. Wszystko powtórzyło się jak poprzednio. Celów wyszło jeszcze z dziesięć. Jedne szybciej drugie wolniej. 
Aż się skończyło.  
Schowałam strzałę do kołczanu która już czekała na cięciwie. Założyłam łuk przez plecy. Przeszłam na tor przeszkód. Stanęłam przed. Czułam na sobie wzrok stworzyciela. Dobrze, niech patrzy. Może trochę ostudzę jego złość?  
Wbiegłam do wody. Przebiegłam przez jej niewielki odcinek uważając na śliskie kamienie. Później opony. Ćwiczenie na koordynacje i zręczność. Podbiegłam i zaczęłam przeskakiwać z jednej do drugiej z nogami rozstawionymi szeroko. Następnie podbiegłam do siatki. Położyłam się na ziemię, którą właściwie było błoto. Zaczęłam się czołgać pod siatką jak najszybciej. Głowa nisko, tyłek też. Siatka ciągnęła się dość długo. W końcu mogłam wstać cała z błota, i znów do wody. Przynajmniej trochę błota zejdzie. Zaczęłam się przedzierać przez wodę pokonując sztucznie wytworzony silny nurt. Woda sięgała mi do połowy brzucha. W końcu wyszłam. Drążki. Skoczyłam i złapałam się jednego. Przechodziłam z jednego na drugi łapiąc się dłońmi. Skoczyłam w dół skończywszy pokonywanie drążków. Zmarszczyłam brwi stając. Niczego nie dostrzegłam, żadnej przeszkody. Czyżby już koniec? Naukowcy zawsze wymyślają dla mnie coś nowego, więc nie mogę przestać być czujna. Skoro to jest starożytność to... szybko się schyliłam unikając strzały. Ciekawe. Pobiegłam szybko przed siebie, uskakując, kierując się instynktem i skacząc jak małpa byle uniknąć strzał. Długo to trwało. Przeturlałam się po ziemi. Trafiłam na ściankę wspinaczkową. Przywarłam do niej i zaczęłam się wspinać. Strzały świstały obok. Napinałam mięśnie rąk i nóg wspinając się dalej. Skrzywiłam się gdy poczułam ból po gumowym grocie strzały na plecach i usłyszałam jak rozbryzguje się farba. Myślałeś, że prawdziwymi do mnie strzelają? Nie, nie chcieli by zranić własnego tworu tym bardziej, że potem jest mnóstwo roboty z naprawieniem mnie. Ale wspinałam się dalej. W końcu dotarłam na szczyt i zeskoczyłam po drugiej stronie, przeturlałam się po ziemi i wstałam. Strzały nadal latały w powietrzu a ja po raz kolejny miałam do pokonania opony. Więc znów zaczęłam skakać unikając strzał. 
Cisza. Strzały ustały. Na przeciwko zobaczyłam pięć celów. Zdjęłam łuk z pleców i zestrzeliłam wszystkie tak że cofnęły się do ziemi. Pobiegłam dalej. Pięć manekinów udających ludzi. Wyjęłam krótki miecz zadając cięcia, za każdym razem wykonując obrót by nadać ciosom siłę. Manekiny cofały się na ziemię. Gdy skończyłam ze wszystkimi schowałam miecz do pochwy. Następnie wyjęłam noże i zaczęłam rzucać do kolejnych celów. Potem znowu woda. Przekroczyłam brzeg. 
Koniec. 
Lekko dyszałam. Eh...lata pracy robią swoje. Jednak dalej muszę ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.  Ktoś poklepał mnie po ramieniu. Spojrzałam. Stworzyciel.
- Dobrze. - powiedział już bardziej zadowolony. - Teraz na symulacje. Zbierz broń. 
Skinęłam głową i poszłam. 
Zebrałam wszystko, pochowałam i ruszyłam do środka za stworzycielem oraz kilkoma naukowcami. Spojrzałam na cały budynek. Miał trzy piętra w górę i tyle samo w dół. Ściany są zbudowane z jednego z niedawno odkrytych, najmocniejszych metali. Okien jest dość sporo, szyby są kuloodporne. Całe to wygląda jak jedna wielka forteca. Czasem zastanawiam się, dlaczego właśnie taką ją zrobili. Ściany pod ziemią są głównie z mocnego przezroczystego tworzywa. Nie, nie ze szkła, z czegoś podobnego, oczywiście niektóre ściany są z tamtego metalu, inaczej cała konstrukcja by się zawaliła. 
Podeszliśmy do windy. Naukowiec nacisnął guzik i winda się otworzyła. Weszliśmy i ten sam mężczyzna nacisnął na przycisk od 3 piętra. Drzwi zamknęły się. Metalowa puszka zaczęła jechać w górę. Oparłam się o ścianę brudząc ją błotem i fioletową farbą na plecach. Ciekawe dlaczego 3 piętro jak przecież tam są same pokoje mieszkalne, a pod ziemią wszystkie laboratoria i sale do ćwiczeń. Zaraz jednak moja ciekawość została zaspokojona:
- Pójdziesz na godzinę do siebie. Za niedługo zgłoś się do laboratorium na -1 piętrze to dostaniesz lek. - oznajmił stworzyciel. - Daj ubranie do prania, a potem przygotuj się na symulacje do nowożytności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz