24.12.2013

Rozdział 11

Drugi dzień. Kilka godzin przed starciem. Wynajęłam pokój w całkiem przyjemnej gospodzie. Dziwne ile można było znaleźć w tej sakiewce.
Gdzie teraz jestem? Siedzę sobie na dachu gospody i patrzę na ulicę pode mną, oraz ostrzę ostrza. O czym myślę? O wielu sprawach. Na przykład o Corvusach, Demi, Karonie i stworzycielu. Myśli nie dają mi spokoju. To wszystko stało się tak szybko. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko to prawda. Myślę o zabitym Karonie, bardzo za nim tęsknię. Myślę o strażnikach stojących przed moim pokojem, którzy pilnują bym ukradkiem nie chciała uwolnić Demi. Myślę też o jutrzejszej walce. Nie mam pojęcia czym posłużą się ci dwaj wojownicy. Trzeba by sprawdzić...

Schowałam ostrza do butów. Przewiesiłam nogi razem na spadzisty dach, które jak na razie dawały mi gwarancję, że nie spadnę. Zjechałam po dachu trzymając rękę z tyłu. Nogi nagle straciły oparcie, złapałam się szybko krawędzi dachu, siła impetu popchnęła mnie w stronę otwartego okna mojego pokoju, wleciałam do niego i przeturlałam się po podłodze, po czym wstałam lekko. Cóż. Trenowało się.
Zobaczyłam przed sobą triklopa. Minę miał zaciętą. Nie był zbyt potężnie zbudowany, ale mógł być szybki. Właśnie zamykał skrzypiące drzwi.
- Czego tu szukasz? - rzuciłam oschle.
W jego dłoni coś błysnęło. Nie, zapewne nie prezent na urodziny. Mój instynkt zareagował automatycznie. Nie myślałam o tym, ruchy były wyćwiczone, mięśnie reagowały same. W jednej chwili zrobiłam unik przed śmiercionośnym pchnięciem noża triklopa. Wyprostowałam się patrząc ze spokojem na istotę. Wyjęłam swoje ostrze z buta i rzuciłam w triklopa. Również zdołał się uchylić. Wyjął szablę jednym płynnym ruchem. Ja sięgnęłam po bułat. Obydwoje nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. Okrążaliśmy powoli pokój szukając jak najlepszej sposobności by pokonać przeciwnika. Spojrzałam mu w dwoje oczu. Jak to mówi stare dobre przysłowie, oczy zawsze cię zdradzą. Zobaczyłam w nich rosnącą adrenalinę. Wykonał nagle ruch szablą w moją stronę. Obroniłam się bułatem, obracając w bok, pozwalając by szabla przeciwnika ześlizgnęła się po płazie bułatu, a właściciel szabli poleciał za swoim impetem. Podeszłam i popchnęłam go kopniakiem, upadł na podłogę. Nadepnęłam jego nadgarstek mocno, a ten z jękiem bólu puścił szablę. Kopnęłam ją drugą nogą daleko w czeluście pokoju. Spojrzałam na triklopa. Chwyciłam go za kołnierz i podniosłam. Przyłożyłam go plecami do ściany.
- Kim jesteś? - zapytałam bez uczuciowo.
Przez jakiś czas nie odpowiadał, potem jednak zdołał wykrztusić coś. Wyraźnie się bał.
- Mam na imię Teran. - wykrztusił. - Proszę nie zabijaj mnie. Nie jestem tu z własnej woli...
Patrzałam mu w oczy. Nie kłamał, albo był bardzo dobrym kłamcą. Wiem, że już od nowożytności inne rasy zaczęły być zniewalane i zabijane przez ludzi. Więc zapewne nie kłamał.
- Kto cię przysłał? - zapytałam spokojnie.
- Mój pan... - odpowiedział.
- To mi wiele nie mówi. - mruknęłam nie zadowolona odpowiedzią, bardziej przyciskając go do ściany.
- Chciał się ciebie pozbyć, ten od pojedynku... - wydukał, błądząc oczami w popłochu (tak, wszystkimi trzema)
- A, ten. Służysz mu? - spytałam nadal go nie puszczając.
- Tak. - powiedział niepewnie, i pośpiesznie dodał: - Ale nienawidzę go...
Zmarszczyłam brwi. No jasne. Władca jest bardzo surowy, poddani za nim nie przepadają. Służą mu ze strachu o własne życie. Ten wyraźnie nie chce mu służyć, tym bardziej, że nie jest człowiekiem. Pomimo oczywistego faktu, zapytałam:
- Więc dlaczego mu służysz? - spytałam spokojnie.
- Bo wie gdzie jest moja rodzina, zagroził, że ją zabije. - powiedział teraz bardziej spokojnie spuszczając wzrok.
Prosty szantaż. Ty służ mi a ja oszczędzę twoich najbliższych. Zawsze się sprawdza.
- Opowiedz mi trochę o nim i o innych rasach.
Poluźniłam nieco uchwyt, nadal nie ufałam mu do końca, ale widać nie sprzeciwiał się. Triklop zastanawiał się przez chwilę, po czym zaczął:
- No dobrze... Pan ma na imię Hoplis.
To samo imię wypowiedział stworzyciel kilka dni temu. Powiedział tylko, że mam sprawdzić jego liczebność wojsk i skład. Nie, że mam go zabić, a przecież był zakałą nowożytności. Więc Hoplis może być... Cantetem... a stworzyciel chciał po prostu wiedzieć jaki jest silny...
Skinęłam bez uczuciowo Teranowi by mówił dalej. Nie zdradzałam nagromadzonych emocji.
- Jest okrutnym władcą. Ale wszyscy się go słuchają. - rozkręcał się powoli.
- Boicie się go. - stwierdziłam cicho.
Skinął głową nerwowo.
- Panuje od pięciu lat. Wszyscy go nienawidzą. Nawet podporządkowuje sobie albo wybija inne rasy. Ciągle nas ubywa przez niego.
Pokiwałam głową. Teraz już wiem kto jest głównym sprawcą tego wyginięcia gatunków. Canteci. Czyli stworzyciel też... nie podejrzewałabym go o to... Chcieli mieć władzę nad czasem by jak najwcześniej już zacząć pozbywać się innych ras... by rządził tylko człowiek... A Corvusi..? Może bronili te rasy? Cholera wie. Za dużo tego!
- Nic nie możecie z tym zrobić? - zapytałam, pomimo starań mój głos zabrzmiał smutno.
Pokręcił głową. Puściłam go powoli, odetchnął lekko i stanął na podłodze. Już mniej się bał. Przedtem był spięty jak struna.
- Ktoś wam pomaga? - zadałam następne pytanie.
Spojrzał mi w oczy. Wahał się i bał. Znowu. Cofnęłam się nieco. Może zrobić coś niespodziewanego ze strachu, albo z niepewności. Może też nic nie powiedzieć.
- Mów, nic ci nie zrobię. - zapewniłam spokojnie.
Skrzywił się.
- To jest tajemnica. Nie wiem kim jesteś... oprócz tego, że chcesz wypuścić pośre... Demi.... to znaczy chcesz wypuścić tą dziewczynę która siedzi w więzieniu... - jąkał się.
Uniosłam jedną brew. Wprawił mnie w rozbawienie i jednocześnie w zaciekawienie.
- To prawda. Chcę wypuścić pośrednika imieniem Demi. - potwierdziłam jego wcześniejszy wywód.
Spojrzał na mnie zaskoczony. Potem jego zdziwienie zastąpił lekki uśmiech i zaciekawienie.
- Kim jesteś? - zapytał.
- To też tajemnica. - pozwoliłam sobie na ledwo widoczny uśmiech.
Przekrzywił nieco głowę.
- Jesteś pośrednikiem? - spróbował zgadnąć.
- Nie. Po co chcesz to wiedzieć?
- Z ciekawości. Nie wściekłaś się, że jestem triklopem, nie masz urazy do innych ras jak przeciętny człowiek. Więc nie jesteś przeciętnym człowiekiem. Wiesz o pośrednikach ale nie jesteś nim. Nie jesteś też inną rasą, bo wyglądasz jak człowiek. - w tym momencie zwęził oczy bardziej przyglądając się mojej twarzy, mam nadzieję, że kable weźmie za żyły – Cantetem też nie możesz być. To w takim razie kim albo czym jesteś jesteś?
Uśmiechnęłam się tajemniczo. Chociaż skoro on wie o pośrednikach to może ma coś z nami wspólnego? Ale czy nie doniesie Cantetom? Wolę być ostrożna.
Triklop spojrzał na mnie wielkimi od zdziwienia oczami. Chyba już sam się domyślił.
- Jesteś Corvusem...
- Tak mnie nazywają. - odpowiedziałam spokojnie.
- A ja chciałem cię zabić! Że też się cholera nie domyśliłem! - palnął się w czoło nagle ożywiony. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem.
- Przepraszam! Bardzo! Mam nadzieję, że nie uznasz mnie za zdrajcę..? - zapytał z nadzieją.
- Zdrajcą? Może twoja rasa uzna cię za zdrajcę, ja się do tego nie mieszam.
- Przecież z wami współpracujemy. Z Corvusami. - w odpowiedzi na moje zmarszczone brwi zapytał - Nie wiesz? To przecież wy nam pomagacie. Wszystkim nie ludziom. Prawie każda rasa prócz ludzi i jeszcze tam niektórych, potrafią rozpoznać Corvusa. Niestety ja się zagapiłem, przez co jeszcze raz przepraszam. - mówił nieco chaotycznie.
Uśmiechnęłam się u duchu z ulgą. Czyli jednak Corvusi chronią inne rasy. Ale skoro w przyszłości ich już nie ma... może to oznaczać, że po prostu było ich za mało.
- Aha. - mruknęłam tylko w odpowiedzi po czym zapytałam - A ty kim jesteś? Pośrednikiem?
- Nie. - najwyraźniej rozbawiony pokręcił głową – To za wysokie progi jak na mnie. Pośrednicy są wyjątkowi, podobnie jak Corvusi. Nie mają może takich zdolności jak wy... ale wiedzą wszystko o was, i wszystko o klanie Corvusów oraz są specjalistami w niektórych dziedzinach...
Zmarszczyłam lekko brwi.
- Klan Corvusów?
Uniósł brwi zaskoczony.
- Nie wiesz też co to klan corvusów? Czyli to ty jesteś tym nowym? - na jego twarzy pojawił się uśmiech podekscytowania, zmienia nastroje trochę jak kobieta w ciąży.
Pokiwałam głową spokojnie.
- To świetnie. Corvusi szukają właśnie ostatniego.
- Ostatniego? - zapytałam zaciekawiona.
- Ostatniego corvusa. Zgodnie z legendami i opowieściami jest ich tylko 12. Ty jesteś ta dwunasta. Szukają cię.
Dziwne skoro jestem sztucznie stworzona. Może jednak coś im się pomyliło?
- Skąd tyle wiesz? - spytałam spokojnie.
- Em... znam się trochę z Demi... - mruknął niepewnie chcąc uciec od tematu.
- Yhm. Właśnie, Demi. Muszę ją wyciągnąć z pudła... - zanim zdołałam dokończyć zdanie on już mi przerwał pytaniem:
- Pudła? Przecież ona jest w więzieniu. Zamknęli ją w jakimś pudle? - mówił wyjątkowo szybko co trochę denerwowało.
Machnęłam niedbale ręką zbywając swój błąd językowy.
- Wybacz, pochodzę z przyszłości, u was to się jeszcze nie przyjęło.
- Aha... - pokiwał głową, udając, że rozumie.
- Biegnij do Hoplisa, i powiedz mu, że nie umrę za szybko tańcząc z jego chłopcami. Walka w końcu będzie za jakieś pół godziny. I nie zdradź mu przypadkiem kim jestem, jasne?
Skinął głową uśmiechnięty i wybiegł. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz