Wciąż
przysypiam. Jest dopiero północ, a ja nie potrafię skupić myśli.
Siedzę więc w swoim gabinecie, i piszę to.
Trzynaście
lat temu wszczepiliśmy razem z innymi naukowcami pierwiastek do D.T.
Sztuczny płód który zdołałem stworzyć rozwijał się przez
długi okres czasu, teraz jest człowiekiem trzynastoletnim. Czekamy
aż będzie gotowa do wyjścia. Chciałbym aby to było niedługo.
Traktowałbym ją jak własne dziecko, chociaż właściwie to ona ma
trochę genów wziętych ode mnie.
A
tak z innej beczki: Mam tylko nadzieję, że nigdy nie będzie miała
do czynienia z Corvusami, o których tyle słyszałem, choć to
postacie z legend mam dziwne przeczucie, że jednak istnieją. Sądzę,
że kiedyś jednego widziałem, i to nigdy nie dało mi spokoju. Są
jacyś inni. Ojciec zawsze mi o nich opowiadał.
Poza
tym muszę się pochwalić, jestem najmłodszym naukowcem z
wszystkich tu, a już tyle osiągnąłem. Jestem pewny, że moje
pasmo odkryć jeszcze się nie zerwało.
Usłyszałem
lekkie pukanie do drzwi. Spojrzałem tam mrugając oczami zmęczony,
starając się nie przewrócić prawie pustego kubka kawy.
- Proszę! - krzyknąłem do osoby za drzwiami.
Klamka powędrowała w dół, a drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Musze je w końcu naoliwić.
- Proszę! - krzyknąłem do osoby za drzwiami.
Klamka powędrowała w dół, a drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Musze je w końcu naoliwić.
W
drzwiach pojawił się mój przyjaciel, Ren. Jest starszy ode mnie o
pięć lat. Chociaż jest młody w jego włosach już gości siwizna,
i zapomina ogolić brodę. Ale jest w porządku.
- Tak Ren? - zapytałem ciekawy.
- Desigin jest gotowa do wyjścia. - powiedział rozradowany.
Uśmiechnąłem się szczęśliwy. Nie raz zastanawiałem się czy to wypali. Kiedy płód prawie padł sądziłem, że nic z tego. Kiedy minął dwunasty miesiąc rozwoju też zwątpiłem w to wszystko. Ale jest. W końcu jest. Nie jestem w stanie wyrazić swojego szczęścia. Czekałem na to tyle lat...
- Tak Ren? - zapytałem ciekawy.
- Desigin jest gotowa do wyjścia. - powiedział rozradowany.
Uśmiechnąłem się szczęśliwy. Nie raz zastanawiałem się czy to wypali. Kiedy płód prawie padł sądziłem, że nic z tego. Kiedy minął dwunasty miesiąc rozwoju też zwątpiłem w to wszystko. Ale jest. W końcu jest. Nie jestem w stanie wyrazić swojego szczęścia. Czekałem na to tyle lat...
Pognałem
za Renem do laboratorium na drugim piętrze. Stanęliśmy przed
drzwiami, przyłożyliśmy dłonie do czytnika, i gdy zatwierdził
przeszliśmy przez metalowe drzwi do laboratorium, drzwi zaraz się
za nami zamknęły.
Podszedłem
do komputera kontrolującego warunki w kopule. Popatrzałem po reszcie
naukowców stojących tam. Skinąłem im głową na powitanie.
Niektórzy odpowiedzieli tym samym, inni nawet nie patrzeli w moją
stronę. Było ich tu dziewięciu. Prawie wszyscy patrzeli na D.T.
Spojrzałem
w monitor. Wskaźniki pokazywały widoczną gotowość Desigin.
Wszystkie były jak najwyższe i zielone. Wszystko wskazywało na
powodzenie. Dałem polecenie komputerowi, że może zacząć
wypuszczać substancję. Spojrzałem na kopułę. Przezroczysty płyn
powoli się opuszczał, ukazując najpierw twarz a potem resztę
ciała Desigin. Musze ją zaopatrzyć szybko w jakieś ubranie. Ale
to za chwilę. Upłynie kilka godzin zanim płyn całkowicie opadnie,
i odłączymy ją od kabli w łączu.
Kilka godzin później:
Płynu
już nie było. Łącze było odłączone. D.T. Miała otwarte oczy,
i patrzała na wschodzące słońce za oknem. Okrywała się
ręcznikiem drżąc z zimna. Podszedłem do niej i dałem jej
ubranie. Patrzała na okno, nie zauważyła mnie. Spojrzałem za jej
wzrokiem. Tak owszem wschód był piękny i wydawał się jakby
emanował ultrafioletem, ale na drzewie tuż przed nami siedział
kruk. Był biały. Nigdy
nie widziałem jeszcze takiego kruka na żywo. Rozumiem zainteresowanie D.T.
tym ptaszyskiem, w końcu nigdy przedtem jeszcze nie widziała
świata. Eh...trzeba ja będzie nauczyć tego i owego. Ale na chwilę
obecną:
- Ubierz się. Zmarzłaś. - zaleciłem podając jej jeszcze raz ubranie.
Popatrzała na mnie czarnymi oczami tak bardzo odbijających się od białek. Potem spojrzała na ubrania. Wzięła je, i przez chwile wydawało się jakby zastanawiała się nad czymś, po czym powiedziała:
- Dziękuję stworzycielu. - jej głos był miękki, i przyjazny.
Mimowolnie uśmiech zagościł na mojej twarzy. Nazwała mnie „stworzyciel”. Chociaż lepiej bym się czuł gdyby powiedziała do mnie na przykład „tato” ale nie mogę tego od niej wymagać. W końcu nie ma prawdziwych rodziców, tylko pozbierane geny od różnych ludzi. A ja ją stworzyłem. Więc nawet nazwa pasuje.
- Ubierz się. Zmarzłaś. - zaleciłem podając jej jeszcze raz ubranie.
Popatrzała na mnie czarnymi oczami tak bardzo odbijających się od białek. Potem spojrzała na ubrania. Wzięła je, i przez chwile wydawało się jakby zastanawiała się nad czymś, po czym powiedziała:
- Dziękuję stworzycielu. - jej głos był miękki, i przyjazny.
Mimowolnie uśmiech zagościł na mojej twarzy. Nazwała mnie „stworzyciel”. Chociaż lepiej bym się czuł gdyby powiedziała do mnie na przykład „tato” ale nie mogę tego od niej wymagać. W końcu nie ma prawdziwych rodziców, tylko pozbierane geny od różnych ludzi. A ja ją stworzyłem. Więc nawet nazwa pasuje.
Wskazałem
Desigin miejsce gdzie może się ubrać. Poszła tam lekkim krokiem
zostawiając mokre ślady na zielonych kafelkach. Jeszcze zanim
wyszła wprowadziliśmy do jej mózgu kilka ważnych elementów w
życiu. By po prostu nie trzeba było jej tego uczyć jak małe
dziecko.
Patrzałem
na płachtę za którą zniknęła. Zaraz potem spojrzałem na okno,
kruk zniknął, za to słońce leniwie wyłaniało się nad horyzont.
Hm...kruk. Ciekawe. Ze starożytnego właśnie corvus znaczy kruk.
Mam nadzieję, że nie będzie z tego tytułu kłopotów. Ale nie
mogę się niczego dobrego spodziewać.
Hejka hej! ^^
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać, bo dopiero przeczytałam dwa prologi, ale tylko chciałam Cię zawiadomić, że będę czytać. ;)
Pozdrawiam i życzę weny! <3
Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę :)
UsuńDziękuję ;)
Pozdrawiam.